W czwartek około tysiąca związkowców protestowało przed siedzibą zarządu spółki, domagając się m.in. podwyżek. Demonstranci wyłamali drzwi do siedziby zarządu, ale do środka nie weszli.

"Tak jak chuligan nie może udawać kibica, też chuligan nie może udawać działacza związkowego. Ci, którzy popełnili wykroczenia i przestępstwa, będą ścigani z racji tej, że popełniają przestępstwa. I nie pomoże im ukrywanie się pod flagami związków zawodowych, nawet tych najbardziej szanowanych, z najwyższą tradycją. Nie można bezkarnie w Polsce nikogo bić. Te czasy definitywnie się skończyły" - oświadczył w czwartek na konferencji prasowej szef rządu.

Reklama

Premier podkreślił, że zwrócił się o "informację w sprawie działań, jakie podjęła policja" podczas czwartkowych protestów w KGHM. "Będziemy także zwracali się z prośbą do prokuratury o energiczne działania w związku z wydarzeniami w KGHM" - dodał.

Protest przed siedzibą KGHM trwał prawie trzy godziny. Początkowo przebiegał zgodnie z planem szefów związków, zaś manifestujący współdziałali ze swoimi przewodniczącymi. Do demonstrujących wyszli przedstawiciele zarządu, m.in. prezes Herbert Wirth. Gdy związkowy zaczęli napierać na siedzibę zarządu i próbowali sforsować drzwi, przedstawiciele spółki wycofali się do budynku. Doszło do przepychanek z ochroną; pikietujący rzucali w nich puszkami z piwem. Przynieśli też ze sobą petardy, które co chwilę odpalali; skandowali: "złodzieje" i "daj trzy stówy i nie ściemniaj".

Według policji, w demonstracji przed budynkiem zarządu KGHM uczestniczyło około tysiąc osób. Jak powiedział PAP rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Lubinie Jan Pociecha, policja będzie analizować zapis monitoringu i na tej podstawie agresywnym demonstrantom mogą zostać postawione zarzuty. "Policja została wezwana na prośbę zarządu spółki. Gdy po sforsowaniu drzwi demonstranci zobaczyli, że w budynku jest policja, wycofali się" - mówi.