Bronisław Komorowski zawetował w marcu ustawę tworzącą Akademię Lotniczą z Wyższej Oficerskiej Szkoły Sił Powietrznych w Dęblinie i Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej w Warszawie.

Reklama

Szef BBN Stanisław Koziej przypomniał w środę argumenty prezydenta, że utworzenie Akademii Lotniczej utrwaliłoby rozproszenie szkolnictwa wojskowego.

"Dlaczego zwiększać liczbę uczelni, gdy wobec oficerów obniżamy wymagania do poziomu licencjata?" - pytał szef BBN, emerytowany generał i były wiceminister obrony. Zadał też pytanie, dlaczego ustawa zmierzająca do zmian systemowych w wojsku nie powstała z inicjatywy rządu, lecz jako projekt poselski.

"Projekt jest uzasadniany głównie z punktu widzenia samej uczelni; pojawiają się motywacje wynikające z lokalnego rynku pracy. To wątpliwa perspektywa dla reform wojska, które z natury jest instytucją ogólnopaństwową" - mówił Koziej.

Według niego armii potrzeba jednej, najwyżej dwóch uczelni akademickich (obecnie są trzy). Dodał, że w siłach zbrojnych są trzy szkoły podoficerskie i "jest to liczba zdrowa", a jeśli powstaną AL i kolejne zapowiadane uczelnie, będzie ich dwa razy więcej niż szkół podoficerskich. Koziej wyraził też wątpliwość, czy kolejna szkoła wyższa w woj. lubelskim będzie mogła konkurować z pięcioma uczelniami już działającymi w Lublinie. Projektowaną Akademię Lotniczą w Dęblinie nazwał "hybrydą dowódczo-techniczno-medyczną", zarzucając, że dublowałaby po części Uniwersytet Medyczny w Łodzi, powstały po połączeniu uczelni wojskowej i cywilnej.

"Dęblin ze swoimi tradycjami jest dla wojska, dla lotnictwa wartością samą w sobie. Trzeba go trzymać jak najbliżej potrzeb szkoleniowych sił zbrojnych, Sił Powietrznych, a nie kazać mu maszerować do cywila w nieznane" - powiedział Koziej.

Czesław Mroczek (PO) zapewniał, że ustawa nie rozprasza szkolnictwa wojskowego, lecz je konsoliduje, ponieważ łączy dwie jednostki, a dopuszczenie cywilów pozwoli lepiej wykorzystać potencjał szkoły. Według niego szkoła w Dęblinie "staje się zakładnikiem tej dyskusji".

Reklama



Krystyna Łybacka (SLD) przekonywała, że w cywilnym szkolnictwie lepsza jest kontrola jakości kształcenia, a dopuszczenie cywilnych studentów okazało się korzystne np. dla WAT.

Tadeusz Sławecki (PSL) przypomniał, że dęblińska uczelnia już teraz otrzymuje dotacje od województwa lubelskiego, pytał, czy MON ma pieniądze na niezbędne inwestycje.

Zbigniew Dolata (PiS) wytykał posłom PO, że w marcu zapewniali, iż prezydent przekonał się do koncepcji Akademii Lotniczej, tymczasem ten - zawetował ustawę.

Weto prezydenta poparł Ludwik Dorn, ubolewając, że z powodu sejmowej arytmetyki "zapewne zostanie uchylone". Przyznał, że sam był zwolennikiem dopuszczenia studentów cywilnych, ale "ujawniły się patologie". "Jeśli 90 procent studentów na uczelniach wojskowych to cywile, to system obrony narodowej traci suwerenność nad zaspokajaniem potrzeb w sprawach szkolnictwa" - mówił Dorn. Polski system szkolnictwa wyższego masowo produkuje bezrobotnych absolwentów - przestrzegał poseł, którego zdaniem to samo grozi uczelniom wojskowym nastawionym na pozyskiwanie studentów cywilnych.

Dorn jako jedyny głosował przeciw odrzuceniu weta. Za było 47 posłów, jeden się wstrzymał.

Ustawę o powołaniu Akademii Lotniczej Sejm uchwalił pod koniec stycznia. Jej autorzy przekonywali, że połączenie dwóch placówek przysłuży się otwieraniu się instytucji wojskowych na rynek cywilny i rozszerzeniu oferty dydaktycznej. Za połączeniem opowiedziały się władze obu instytucji.

Odmawiając podpisania ustawy prezydent wyraził przekonanie, że dęblińska uczelnia powinna być "szkołą mistrzostwa zawodowego", tymczasem powołanie nowej Akademii - zainteresowanej, ze względu na dofinansowanie, kształceniem cywilnych studentów - spowoduje, że szkolenie studentów stanie się zadaniem dodatkowym.

Jest to pierwsza ustawa, którą zawetował Bronisław Komorowski.