Szef klubu SLD Leszek Miller poinformował, że na sobotniej konwencji krajowej partii będzie się ubiegał o funkcję szefa Sojuszu. Na zjeździe rezygnację złożyć ma dotychczasowy przewodniczący ugrupowania, Grzegorz Napieralski. "Na sobotniej konwencji zamierzam zgłosić swoją kandydaturę na przewodniczącego SLD. Uczynię to, bo nie zgadzam się na marginalizację, czy likwidację tej partii, na zaprzepaszczenie dorobku milionów wyborców i sympatyków lewicy" - oświadczył Miller na czwartkowej konferencji prasowej.

Reklama

"Uważam, że najwyższy czas, aby zakończyć okres lęków i powyborczej bierności. Trzeba wziąć się do pracy i znowu mierzyć w najważniejsze cele. Trzeba udowodnić, że budujemy partię, która może być poważnym partnerem w dyskusjach z rządem i opozycją - partię, która zajmuje się Polską, a nie wewnętrznymi wojenkami i sporami" - dodał b. premier i b. szef Sojuszu.

W jego opinii, "trzeba zająć się ludźmi, ich lękami i obawami". "Lękiem przed obniżeniem poziomu życia, obawą przed utratą dotychczasowej pracy. Już dwa miliony Polaków żyje w nędzy, a 6 milionów jest na skraju ubóstwa. Przybywa ludzi wykluczonych i bezrobotnej młodzieży, której dyplomy są mniej warte niż papier, na którym je wydrukowano" - powiedział b. premier.

Przekonywał, że lewicowość to dla niego "sens życia, a nie chwilowy pomysł na jakiś interes". Miller przyznał, że łączenie funkcji szefa klubu i szefa partii to bardzo ciężka praca. "Ale uważam, że w tym trudnym momencie, w jakim jest SLD, łączenie funkcji szefa klubu z szefem partii ma sens" - zaznaczył. Dodał, że jest to również jeden z motywów, które kierowały nim, kiedy podejmował decyzję o starcie na sobotniej konwencji.

Były premier pytany, kto - w przypadku, gdyby Miller został szefem Sojuszu - będzie jego kandydatem na funkcję sekretarza generalnego partii, odparł: "jest kilku kandydatów, oczywiście przedstawię swoją kandydaturę, ale zrobię to już w trakcie konwencji". Dopytywany, czy bierze pod uwagę kandydaturę Marka Dyducha, odpowiedział: "Tak, biorę". Dyduch pełnił już tę funkcję w latach 2002-2005.



Szef klubu Sojuszu zadeklarował również, że w SLD pod jego kierownictwem będzie miejsce "i dla Grzegorza Napieralskiego i dla Wojciecha Olejniczaka, i dla Józefa Oleksego i dla Krzysztofa Janika, również dla Ryszarda Kalisza". "Moim zadaniem, jeśli zostanę wybrany, będzie sklejanie i łączenie partii, która jest wewnętrznie bardzo rozbita (...) Moim zadaniem będzie zatem wykorzystać wszystkich, którzy coś w SLD mają do powiedzenia" - zaznaczył.

Reklama

Zapowiedział, że na sobotniej konwencji zgłosi projekt uchwały-apelu do byłych polityków Sojuszu, "którzy w różnym okresie z partii odchodzili, albo byli z niej wypychani". "Jeżeli nie popełnili żadnego czynu sprzecznego z prawem, to pora wracać i taki apel zostanie przez konwencję zgłoszony" - podkreślił.

Miller opowiedział się za współpracą z innymi ugrupowaniami lewicowymi, również z Ruchem Palikota, jednak na partnerskich zasadach. "Żadna samodzielna partia polityczna nie zgodzi się na przyjęcie warunków innej partii politycznej, bo to by oznaczało utratę tożsamości i suwerenności. SLD nigdy nie będzie partią koncesjonowaną, a więc taką, która sobie musi od kogoś wykupić pozwolenie na działalność (...) Jestem zwolennikiem budowania szerokiego porozumienia na lewicy, ale to musi być współpraca równorzędnych partnerów na równorzędnych zasadach" - powiedział b. premier.

Konferencji Millera przysłuchiwali się działacze Ruchu Palikota, m.in. rzecznik klubu tej partii Andrzej Rozenek. W środę i czwartek Miller spotkał się z b. prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Jak mówił na czwartkowej konferencji prasowej, od Kwaśniewskiego usłyszał, że jeśli zostanie wybrany to może liczyć na "życzliwość i współpracę" z jego strony.

Deklarację o kandydowaniu Millera z zadowoleniem przyjął b. premier i b. szef SLD Józef Oleksy. "Mam przeczucie graniczące z pewnością, że Miller zostanie wybrany na przewodniczącego SLD" - powiedział Oleksy w czwartek w Krakowie. "Jest charakterologicznie odporny i silny, czyli nie ulega emocjom, które by wywoływała jakaś chwilowa sytuacja. Jest po prostu twardzielem, co na dzisiejszej scenie politycznej jest rzeczą niekoniecznie niekorzystną" - podkreślił.



Inny były premier, a dziś senator niezależny Włodzimierz Cimoszewicz wątpi z kolei w sukces Sojuszu pod wodza Millera. Jak mówił w czwartek dziennikarzom w Sejmie, obecnie, gdy SLD jest tak osłabione i gdy jego jedyne publiczne, widoczne przedstawicielstwo to "maleńki klub parlamentarny", naturalne jest, że czołową postacią Sojuszu stał się Miller. "Ale niestety, powiem też bardzo otwarcie - to też nie jest idealne rozwiązanie i wszyscy zdają sobie z tego sprawę" - zaznaczył Cimoszewicz.

W jego opinii, nie ma w tej chwili w SLD osoby, która byłaby w stanie odbudować pozycję Sojuszu na scenie politycznej. Jak ocenił, "nieuchronne jest", że w jakiejś perspektywie czasu, powinna powstać zupełnie nowa formacja lewicowa.

W październiku Rada Krajowa SLD zdecydowała o zwołaniu konwencji partii, na której wybrany zostanie nowy przewodniczący Sojuszu. Osoba, która zostanie 10 grudnia nowym przewodniczącym ma jednak pełnić funkcję tylko do wiosny przyszłego roku, kiedy to odbędą się prawybory szefa Sojuszu. Wyłonionego w ten sposób lidera zatwierdzi następnie w czerwcu kongres SLD.

Do tej pory chęć ubiegania się o fotel szefa SLD zadeklarowały trzy osoby: europosłanka Joanna Senyszyn, b. wiceszef Sojuszu Artur Hebda oraz częstochowski poseł Marek Balt. Startu nie wyklucza również wiceszefowa Sojuszu Katarzyna Piekarska. Kolejny z byłych liderów ugrupowania Wojciech Olejniczak powiedział czwartkowej "Gazecie Wyborczej", że zastanawia się nad startem. "Nie mam ciśnienia, by znów być szefem SLD. Moja aktywność w kraju jest ograniczona, niełatwo jest godzić funkcję europosła z prowadzeniem partii, ale nie jest to wykluczone" - powiedział Olejniczak.