Obecna marszałek Sejmu zwierzyła się w jednym z ostatnich wywiadów, że chce wybrać się na wypoczynek do sanatorium. Razem z koleżankami. Nie jesteśmy już młode, mamy kręgosłupy zniszczone od chodzenia na szpilkach, więc pojedziemy na turnus rehabilitacyjny – przyznała Ewa Kopacz.
Na miejsce w sanatorium w Ciechocinku czeka się – mimo skierowania – nawet półtora roku. Takie są kolejki chętnych – czytamy w „Fakcie”. Ale dziennikarze tabloidu postanowili jej pomóc.
Najpierw zadzwonili do jednego z ciechocińskich uzdrowisk, podając się za pracownika biura marszałek Sejmu. Szybko znalazł się jednoosobowy pokój dla pacjentki ze skierowaniem, na koszt Narodowego Funduszu Zdrowia.
Turnus sanatoryjny mamy, gdyby to było z NFZ. Nie ma problemu, możemy przyjąć – usłyszeli dziennikarze od pracownika sanatorium.
Potem zadzwonili jeszcze raz, tym razem podając się za wnuczka szukającego miejsca w sanatorium dla babci.
Ale choć babcia przyjechałaby ze skierowaniem z NFZ, tak jak Ewa Kopacz, musiałaby czekać na wolne miejsce półtora roku. Chyba żeby chciała zapłacić za pobyt, 115 złotych za dobę – wtedy pokój by się znalazł, w tym samym terminie co dla byłej minister zdrowia.
Czytaj także: Romaszewski: Trzeba zdegradować Kiszczaka >>>