Afera związana z nepotyzmem w Elewarrze i wysokimi, naruszającymi ustawę kominową pensjami dla jej szefostwa to tylko czubek góry lodowej. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że większość spółek nadzorowanych przez Skarb Państwa jest nieudolnie zarządzanych.
NIK przyjrzał się 30 państwowym firmom z różnych branż. I nie zostawił na nich suchej nitki. – Spółki nadzoruje się, utrzymując rozbudowane, lecz mało skuteczne struktury, nieefektywnie wykorzystuje posiadany majątek. Dywidendę wypłaca zaledwie ok. 15 proc. spółek z udziałem państwa – piszą audytorzy w raporcie, który już w 2011 roku trafił do premiera Tuska.
W resorcie skarbu kontrolerzy znaleźli dokument z 2004 roku pod nazwą „Zasady nadzoru właścicielskiego”, który miał uporządkować zasady nadzoru w spółkach. Ale nie był on przestrzegany – nie ustalono żadnych parametrów ekonomicznych, nie organizowano spotkań z przedstawicielami spółek. W konsekwencji ministerstwo po prostu nie wiedziało, co się dzieje w tych firmach.
W przypadku każdej skontrolowanej przez NIK firmy pojawia się ten sam zarzut – duża rotacja kadry zarządzającej. Tylko w jednym roku zmieniono zarządy w połowie spółek przed upływem ich kadencji. W „Nafcie Polskiej” w okresie od 2004 do 2010 roku prezesów zarządu było dziewięciu, a przez stanowiska dwóch członków zarządu przewinęło się w tym czasie dziesięć osób. I żadna z nich nie pełniła swojej funkcji przez całą kadencję.
Okazuje się, że Elewarr nie jest także pierwszą państwową spółką, w której obchodzi się tzw. kominówkę. Prezes i wiceprezes Zakładów Tekstylno-Konfekcyjnych Teofilów SA posiadali udziały w spółce znacznie wyższe niż przewidziane prawem 10 proc. Z kolei w PGNiG sześć osób zasiadało w radach nadzorczych lub zarządach w dwóch lub nawet więcej spółek należących do tej samej grupy kapitałowej. I z każdej oczywiście pobierały wynagrodzenie. Jeszcze inaczej kwestię zarobków rozwiązała Kompania Węglowa – za 19. osób ze ścisłego kierownictwa opłacała składki na indywidualnych rachunkach inwestycyjnych. Kontrolerzy NIK zakwestionowali wydane w ten sposób 550 tys. zł.
Audyt ujawnił ponadto, że powoływane przez ministra rady nadzorcze spółek często nie wywiązują się ze swoich podstawowych obowiązków. Tak było w przypadku giganta zbrojeniowego Bumar SA, gdzie rada nie przedstawiała nawet pisemnego sprawozdania z działalności zarządu. Podobnie było z członkami rady nadzorczej lubelskiej kopalni „Bogdanka”, którzy nie dokonywali bieżącej analizy pogarszającej się sytuacji ekonomicznej.
Wśród zaleceń kontrolerzy wymienili m.in. konieczność zapewnienia przejrzystości wyboru członków rad nadzorczych i zarządów. Jak bardzo politycy wzięli sobie te rady do serca, świadczy afera z Elewarrem. Kontrolerzy zwracali uwagę między innymi na nieprawidłowości w tej nadzorowanej przez Agencję Rynku Rolnego spółce już rok temu. Pisali o łamiących ustawę kominową wynagrodzeniach czy zatrudnianiu w niej rodzin i znajomych polityków PSL.
Mimo że politycy od wielu miesięcy wiedzieli o sytuacji w Elewarrze, nie kiwnęli palcem, aby cokolwiek z tym zrobić. „Zmobilizowała” ich dopiero publikacja „Pulsu Biznesu”, który opublikował plotkarską rozmowę dwóch działaczy związanych z ruchem ludowym. W jej efekcie w ubiegłym tygodniu do dymisji podał się minister rolnictwa Marek Sawicki, a w piątek odwołano zarabiającego 800 tys. zł rocznie dyrektora generalnego Elewarru Andrzeja Śmietanko. Do samej firmy zaś wkroczyli agenci CBA.
Tylko w jednym roku państwo zmieniło zarządy w połowie spółek