Nie toleruję pijaństwa. To wstyd co się stało, ale też nie mogę ponosić odpowiedzialności za czas prywatny pracowników - pisze minister Michał Boni w komunikacie wysłanym do redakcji dziennik.pl.

Wypowiedzenie pana Jerzego M. zostało przyjęte - dodaje szef resortu cyfryzacji i administracji.

Reklama

Co wydarzyło się w nocy z poniedziałku na wtorek w hotelu poselskim? - Zabłądziłem, otworzyłem jakieś drzwi, nie mogłem wyjść i pomogła mi Straż Marszałkowska - takie wyjaśnienia w rozmowie z "Faktem" składa Jerzy M., dotychczasowy radca do spraw organizacyjnych ministra. Tuż przed wpół do drugiej warszawska straż pożarna dostała zgłoszenie o pożarze w hotelu. Sześciu strażaków pojechało gasić ogień, ale okazało się, że gasić wypadałoby rozpaloną głowę Jerzego M., który przypadkowo uruchomił alarm.

Nie pamiętam, żebym naciskał przycisk alarmu pożarowego. Wie pani, jak to jest, o kieliszek za dużo, czy o pół piwa za dużo się wypiło - tłumaczy się urzędnik przed dziennikarzami.

Jerzy M. w polityce jest od 2001 roku. Wtedy został doradcą premiera Leszka Millera. W czasach, gdy Polską rządziło Prawo i Sprawiedliwość, kierował Naftoserwisem, spółką świadczącą usługi stacjom paliw. Od lipca 2012 roku pracował w biurze ministra administracji i cyfryzacji Michała Boniego, jako radca do spraw organizacyjnych.