Wylano na nas kubeł pomyj, doszło do prawdziwego linczu medialnego, więc musimy się bronić - mówił w "Faktach po Faktach" poseł Mariusz Antoni Kamiński, jeden z trzech "bohaterów" afery madryckiej. Poseł nie widział nic zdrożnego w tym, że pobrał ponad 3 tysiące złotych na bilet lotniczy z Kancelarii Sejmu, a poleciał do Madrytu za kilkaset złotych.
Po drugiej stronie stołu spotkał jednak godnego przeciwnika. Dlatego też usłyszał od Kamila Durczoka, że ten zastanawia się, czy większą bezczelnością jest wyciągnięcie większej sumy, niż kosztowała podróż, czy mówienie o medialnym linczu. Dziennikarz chciał wiedzieć, czy dla posła jest całkowicie w porządku, że poseł dostaje więcej, niż wydaje na podróż.
Były polityk PiS zapewniał, że wszystko jest zgodnie z prawem, a budżet na jego podróżach nie stracił. Przyznał też, że on i jego koledzy zwrócili koszt całej podróży, bo nie chciał, by atakowano jego rodzinę.
Panie pośle, to się logiki nie trzyma - usłyszał polityk. Durczok nie chciał bowiem uwierzyć, że poseł naprawdę wierzy, że pobieranie większej sumy, niż wydaje się na podróż jest uczciwe. Kamiński do końca programu trzymał się jednak swojej wersji.
ZOBACZ TAKŻE: "Madryckie trio" zabrało głos. "Za atakiem na nas stoi Sikorski">>>