Leszek Miller jr. zmarł pod koniec sierpnia. Prokurator Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie poinformował wówczas PAP, że wstępne ustalenia wskazują na to, że syn b. premiera popełnił samobójstwo. 1 września w Żyrardowie odbył się jego pogrzeb.

Reklama

B.premier pytany w poniedziałkowym wydaniu "Wprost", co się zmieniło po śmierci syna odpowiedział: - Do śmierci syna wiedziałem, kim jestem i co jest w życiu ważne. Teraz nie wiem, jakim będę człowiekiem i co będę robił. Tragedia, która nas spotkała, głęboko przebudowuje świadomość, a przecież to jest dopiero początek drogi. - Słowa, że kiedy umiera ktoś bliski, umiera też cząstka nas, brzmią może banalnie, ale są prawdziwe - zaznaczył.

Ostatnią osobą, która widziała syna żywego, była jego partnerka, z którą mieszkał - wyznał tygodnikowi Leszek Miller, dodając że był to związek burzliwy. Wskazując, że tylko ta kobieta mogłaby powiedzieć jak wyglądały ostatnie chwile jego syna, podkreśla, że będzie to "jej prawda", "niekoniecznie obiektywna".

Miller mówi, że rozmawiał z tą kobietą chwilę po tym, kiedy dowiedział się, że jego syn popełnił samobójstwo. - Powiedziała, że doszło między nimi do brutalnej awantury. Nie ukrywam, że bardzo trudno nam z nią rozmawiać - przyznaje były premier. Polityk dodaje, że już wcześniej miał do niej wiele pretensji. - Teraz chcemy tylko, żeby jak najszybciej zniknęła z naszego życia - wskazuje.

Miller na pytanie, czy znał wcześniej kard. Konrada Krajewskiego, bliskiego współpracownika papieża Franciszka, który dzwonił do niego z wyrazami współczucia, odpowiedział: - Spytałem o to kardynała, okazało się, że kiedyś spotkaliśmy się przypadkiem, gdy on był w Łodzi asystentem biskupa Władysława Ziółka. W długiej rozmowie mówiliśmy nie tylko o naszej tragedii, ale też o kondycji Kościoła.

Miller był również pytany, czy nie szuka odpowiedzi w religii lub duchowości. - Dla mnie jest już na to za późno - powiedział.

Podkreślił również, że kiedy zobaczył okładkę "Faktu", w którym sugerowano, że śmierć syna spowodowana jest jego zaangażowaniem politycznym "nogi się pod nim ugięły". - Nasi prawnicy wystosowali do wydawnictwa wezwanie przedsądowe, które było listą oczekiwań wobec redakcji. (...) Wobec braku odpowiedzi formalny już pozew został przesłany do sądu.

Pytany o list, jaki wystosowała do prezesa zarządu Axel Springer, b. premier odpowiedział, że zrobił to, gdyż bał się, że wiadomość o sprawie, która miała miejsce w Polsce, może nie dotrzeć do "tak wysoko postawionego człowieka we władzach koncernu". - Chciałem, żeby powziął wszelkie środki, by coś podobnego nie powtórzyło się w przyszłości. Ta okłada to było przekroczenie granicy nieprzekraczalnej - podkreślił.

Reklama

Pytany, czy list do prezesa zarządu Axel Springer spotkał się z odpowiedzią, Miller dodał, że wiadomość przyszła po kilku dniach. - Prezes odpowiedział, że bardzo współczuje i że trzymanie wysokiego poziomu nie tylko profesjonalnego, ale i etycznego to ich misja. Na co dowodem jest zwolnienie redaktora naczelnego - zaznaczył Miller.

Na pytanie, czy polityka jest dziś dla niego ważna Miller odpowiada: - Słucham o niej jednym uchem z narastającym znużeniem. Nie zmienię świata, który mnie otacza ani się od niego nie odetnę, ale te sprawy nie są dla mnie najważniejsze. Nie ma minuty, żebym nie myślał, o tym co się stało. Teraz czuję się szczególnie odpowiedzialny za moich najbliższych, zwłaszcza za żonę i wnuczkę. Dwie najbliższe mi kobiety, które spodziewają się, że je w jakiś sposób ochronię. Wiem, że muszę temu oczekiwaniu sprostać. Czynna polityka jest już poza mną.