"W sondażach jestem już nieboszczykiem"

Jarosław Kaczyński nie boi się wyborczego starcia z szefem Platformy Obywatelskiej. Z Donaldem Tuskiem zmierzy się w Warszawie. Jest dobrej myśli, mimo nie najlepszych dla niego sondaży.

Reklama

"W sondażach to ja już dawno jestem nieboszczykiem. Może wściekła mina Tuska starszemu pokoleniu coś przypomni? Jego nieustanna agresja i plecenie bzdur też może mi pomóc".

"Radio Maryja wzmacnia nasze siły"

Premier nie obawia się, że jego partia staje się narzędziem w rękach dyrektora toruńskiej rozgłośni. PiS nie będzie ugrupowaniem ojca Tadeusza Rydzyka - obiecuje Jarosław Kaczyński. Docenia jednak rolę rozgłośni.

"PiS jest partią, która chce wokół superpozytywnego celu społecznego, jakim jest wyrwanie Polski z postkomunizmu, skupić wszystkie siły, które się za tym opowiadają. A Radio Maryja się dzisiaj za tym opowiada. Wzmacnia nasze siły do walki z postkomunizmem" - podkreśla premier.

"Kaczmarek był częścią układu oligarchicznego"

Reklama

Premier nie ma wątpliwości, że Janusz Kaczmarek uczestniczył w układzie i w łańcuszku, który doprowadził do uprzedzenia Andrzeja Leppera o akcji CBA w jego resorcie.

"Dla mnie każdy, kto obejrzał ten film prokuratury, jeżeli ma trochę zdrowego rozsądku i inteligencji, to ma jasność. Ja osobiście jako obywatel Jarosław Kaczyński nie mam żadnych wątpliwości. Jeden pan przyszedł do drugiego, żeby mu coś powiedzieć. I czy we dwójkę zdecydowali, że to ma pójść dalej, czy też tylko jeden z nich decydował, czy może nawet ten pierwszy od razu był zdeterminowany, żeby to przekazać dalej i po to tu przyszedł z taką prośbą - tego nie wiem. Ale łańcuszek jest oczywisty" - mówi Jarosław Kaczyński.

"Kaczmarek wkradał się w łaski mojego brata"

Szef rządu ma świadomość, że Janusz Kaczmarek zrobił karierę w dużej mierze dzięki znajomości z Lechem Kaczyńskim. Jednak wcześniej przedstawili go mu inni politycy - zastrzega Jarosław Kaczyński.

"Trzeba zacząć od momentu, kiedy mój brat, nie znając nikogo w prokuraturze, został ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym. Szukał jakichś ludzi, na których mógł się oprzeć. Z jednej strony Kazimierz Ujazdowski przedstawia mu Zbigniewa Ziobrę. Z drugiej strony ktoś proponuje mu Zbigniewa Wassermanna, a nieżyjąca już Franciszka Cegielska i Marek Biernacki sugerują mu Janusza Kaczmarka, który na tle innych robił wtedy za gwiazdę. Oczywiście to się bratu podobało" - relacjonuje premier.

"Popełniliśmy błąd, nie sprawdzając go"

Jarosław Kaczyński przyznaje, że Janusza Kaczmarka należało dużo lepiej sprawdzić przed powierzeniem mu odpowiedzialnych stanowisk.

"Tu rzeczywiście zostaliśmy, ja i mój brat, trafieni. Rzeczywiście tego nikt nie sprawdzał głębiej, a papiery były zgodne z jego deklaracjami i bez zarzutu. Zaważyły referencje i świetne wrażenie robione przez tego pana. Bo Kaczmarek pracuje dobrze, jest sprawny. A przy tym wyraźnie próbuje, robiąc to kulturalnie i delikatnie, wejść w bliższe relacje osobiste. Później jest zaskoczenie, bo on zostaje w prokuraturze, gdy zaczyna rządzić SLD. Brat nie jest specjalnie tym ucieszony, ale cóż, tak Kaczmarek wybrał. Potem, gdy brat już mieszka w Warszawie, to ilekroć przyjeżdża do Sopotu, mniej więcej raz na trzy tygodnie, to zawsze przychodzi Kaczmarek. To była jego inicjatywa tak samo jak pogłębianie stosunków towarzyskich. Najwyraźniej działał z planem. I przez cały czas podtrzymywał opinię świetnego, rozważnego, dojrzałego prokuratora. Wydawało się, że jest poza kręgiem podejrzeń. Zresztą opowieści o podejrzliwości Kaczyńskich to jedna z medialnych bajek" - zapewnia szef rządu.