"Nie wyciągałbym tak daleko idących wniosków, ale nic nie jest wykluczone" - mówi Marek Hajbos, były dyrektor gabinetu politycznego wicepremier Gilowskiej.
Hajbos potwierdził DZIENNIKOWI, że była minister finansów jeszcze w lutym wyznaczy swojego asystenta od kontaktów z mediami. Być może będzie nim nawet on sam.
W kręgach zbliżonych do Narodowego Banku Polskiego mówi się już o posadzie, jaka czeka na Gilowską. Jak informował wczoraj DZIENNIK, może ona zastąpić Kazimierza Marcinkiewicza na stanowisku dyrektora wykonawczego w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Kadencja Marcinkiewicza upływa bowiem z ostatnim dniem kwietnia 2008 r.
"Do maja jest jeszcze sporo czasu. Nic mi nie wiadomo, by pani premier dostała taką propozycję" - twierdzi Hajbos.
Ale rozmówcy DZIENNIKA, osoby z bliskiego kręgu znajomych prof. Gilowskiej, nie wykluczają takiego scenariusza. Zaznaczają, że jeśli tylko zdrowie jej pozwoli, może zdecydować się na dyrektorowanie w EBOR.
"Nie takie propozycje odrzucała, a gorsze przyjmowała. Ona jest nieprzewidywalna, stać ją na wszystko, ale poczekajmy" - komentuje jej znajomy.
Joachimowi Brudzińskiemu z PiS podoba się taka perspektywa. "Myślę, że jej kandydatura na dyrektora w EBOR nie byłaby gorsza od obecnego tam dziś przedstawiciela Polski" - mówi polityk. "Na pewno ma lepsze kwalifikacje merytoryczne, ale kandydata wyznacza szef Narodowego Banku Polskiego, więc trudno cokolwiek mówić" - dodaje.
Zbigniew Chlebowski z PO jest ostrożniejszy w ocenie, bo - jego zdaniem - choć Gilowska dobrze się zna na finansach publicznych, to nie można tego samego powiedzieć o bankowości.
Politycy PiS oraz PO zgodnie mówią, że głos byłej minister finansów w debacie publicznej jest potrzebny. "Jej obecność w polityce przynosi wymierne korzyści Polsce i złotówce" - uważa Brudziński. "Szkoda, że się wycofała, była dużą wartością w polskim życiu publicznym. Przedstawiciel prasowy to nie to samo, ale lepsza taka obecność jak żadna" - mówi polityk PO.