Inne

Wygląda na to, że choć parlamentarzyści się zmieniają, rządy i koalicje też, zwyczaje polityków są niezmienne. Posłowie każdej kadencji lubili wyjeżdżać w atrakcyjne plenery i bawić się na nasz koszt. Nie inaczej jest i teraz - pisze "Fakt". Pierwsze w tej kadencji Sejmu posiedzenie komisji ochrony środowiska posłowie postanowili zorganizować w Bieszczadach. Dlaczego akurat tam? Ze względu na temat debaty: "O współpracy transgranicznej między Słowacją, Ukrainą i Polską w obszarze Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpaty Wschodnie… "

Reklama

Skoro mowa o Bieszczadach, to jedźmy w Bieszczady - stwierdzili posłowie i zarezerwowali hotel w Ustrzykach Dolnych. To urokliwe miejsce ma jednak jedną podstawową wadę: leży bardzo daleko od Warszawy. Autokar musiałby jechać tam prawie 10 godzin. A czas posła jest przecież bezcenny - pisze bulwarówka. Dlatego nasi parlamentarzyści polecieli samolotem do Rzeszowa i stamtąd dopiero, wynajętym busikiem ruszyli do Ustrzyk. W ten sposób w drodze byli niespełna 4 godzinki. Taki sposób podróżowania jest wprawdzie niesamowicie drogi, bo samolot w jedą stronę kosztuje ponad 400 zł, ale posłowie dbać o to nie muszą. W końcu to nie oni płacą - oburza się "Fakt".

Może właśnie dlatego parlamentarzyści nie oszczędzali też na noclegach. Do swej dyspozycji mieli niemal cały trójgwiazdkowy hotel Lawerta. Zwykły śmiertelnik za noc w takich warunkach musiałby zapłacić 120 zł za dobę plus około 60 zł za całodzienne wyżywienie.

Reklama

Ale myliłby się ten, kto pomyślałby, że w tak komfortowych warunkach posłowie zakasali rękawy i ostro wzięli się do roboty. Nic z tego. Obrady zaczęli dopiero następnego dnia. Pierwsze zaś popołudnie po przyjeędzie spędzili w… hotelowym pubie. A tam złocisty płyn lał się strumieniami. I tylko niektórzy, jak przewodniczący komisji Marek Kuchciński z PiS raczyli się winem. Kelnerka przy uwijała się przy nich jak w ukropie. "Nie mogę państwa teraz obsłużyć bo mam ważniejsze zamówienia" - odprawiała z kwitkiem pozostałych gości - pisze bulwarówka.

Alkoholowa biesiada zakąszana mięsiwem i ciastami trwała kilka godzin. Ci posłowie, którzy czuli się słabiej, pokrzepiali się rosołkiem. Biorąc pod uwagę jakość wyjazdowej pracy naszych polityków, pozostaje tylko jedno. Zaapelować do marszałka Sejmu, aby nigdy więcej nie puszczał posłów na wyjazdowe komisje za nasze pieniądze - twierdzi "Fakt".