Pracownicy Agencji Rynku Rolnego nadali Bogdanowi Twarowskiemu pseudonim "Ja, prezes" - bo sam często tak się nazywał. Na koszt podatników zafundował sobie bardzo drogi telefon, fotel i zestaw nawigacji do auta za półtora tysiąca złotych.
Twarowski zażądał też zakupu dwóch innych aparatów telefonicznych, a także telewizora LCD, dwóch monitorów komputerowych, wieży hi-fi i reprodukcji dwóch obrazów.
Jak doniósł "Newsweek", raport o zakupach Twarowskiego wściekli pracownicy wysłali do premiera Donalda Tuska. Ale to nie bizantyjski styl prezesa wpłynął na decyzję o jego dymisji, co potwierdził dziś sam szef rządu.
Bezpośrednim powodem było wykrycie przez minister Julię Piterę fałszywych danych, które Twarowski podawał na stronie internetowej agencji. W swoim życiorysie napisał, że ma otwarty przewód doktorski, co okazało się nieprawdą.
"Chciałbym, aby szefami urzędów centralnych byli ludzie, co do których nie pojawiają się wątpliwości" - wytłumaczył Donald Tusk.