Zandberg ocenił, że w obecnej kampanii wyborczej wszyscy straszą i szantażują. Jedni mówią nam tak: +jak wygra facet z PiS-u, to Rydzyk będzie rządzić, to Kościół będzie się szarogęsić, to z TVP będzie się dalej lała nienawiść+. A drudzy mówią tak: +jak wygra facet z Platformy to wrócą pensje 5 zł za godzinę, mafia będzie wyrzucała ludzi z mieszkań, to znowu będzie raj dla swojaków i piekło dla milionów zwykłych ludzi+" - mówił. "Jakbym był złośliwy, to bym powiedział: panowie, obaj macie rację" - dodał i zaznaczył, że nie będzie się licytował na takie argumenty.
Wybory - podkreślił Zandberg - służą temu, żeby zadać sobie pytanie, jakiej Polski chcemy. Oświadczył, że on chce Polski, która jest demokratyczna i solidarna. Chcę Polski, w której nie ma głodnych dzieci. Chcę Polski, w której każdy ma stabilną, bezpieczną pracę, z której może się utrzymać. Chce Polski, w której są tanie mieszkania na wynajem i chcę Polski, w której jest szacunek, szacunek dla każdego, niezależnie od tego w co wierzy lub w co nie wierzy, albo kogo kocha - mówił lider Lewicy Razem. Chcę Polski, w której nie wylewa się nienawiść z telewizji publicznej, ale chcę też Polski, w której w tej telewizji publicznej można zobaczyć nie tylko przedstawicieli elit, ale związkowców, ale pracowników, ale ludzi, którzy mówią o swoich codziennych sprawach i mają do tego prawo, ich głos jest słyszalne - dodał Zandberg.
Polityk podkreślił, że "europejskiego państwa dobrobytu nie zbuduje nam żadna prawica". "Nie zbudują nam tego ani prawicowcy oszalali z nienawiści, ani ci przebrani w ładne garnitury, którzy z pięknym akcentem mówią +bonjour+" - powiedział Zandberg.