Nad szczegółowymi rozwiązaniami programowymi pracował koalicyjny zespół roboczy. Mają one być przedstawione liderom trzech partii jako rekomendacje i punkt wyjścia do dalszych rozmów. Kluczowy był jednak powrót prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z wypoczynku. Proces ruszy na dobre, gdy w środę rozjazdy skończy lider Porozumienia Jarosław Gowin. Tego dnia późnym popołudniem lub w czwartek rozpocznie się układanie na nowo rządu. Do samych zmian dojdzie na przełomie września i października.
Koalicjantów czeka kilka dylematów do rozstrzygnięcia. Przede wszystkim: podział resortów w nowej, odchudzonej konfiguracji. Gowinowcy chcieliby utrzymania i wzmocnienia resortu rozwoju (np. włączenia do niego eurofunduszy), ale zamierzają zablokować pomysł stworzenia „superresortu” dla Piotra Glińskiego. Z kolei ziobryści chcą w pierwszej kolejności rozmawiać o agendzie programowej i rozliczyć PiS z realizacji dotychczasowej umowy koalicyjnej, która – ich zdaniem – nie jest w pełni przestrzegana.
Kluczowe są personalia. Jarosław Gowin najchętniej wróciłby do rządu jako wicepremier i minister. Sam PiS zdaje sobie sprawę, że powrót lidera Porozumienia jest nie do uniknięcia, bo strategicznie wspierają go ziobryści. Tyle że dotąd na stole leżała propozycja objęcia przez niego funkcji wicepremiera bez teki. A to za mało. Włączenie Gowina w skład gabinetu rodzi pytanie, co dalej z wicepremier Jadwigą Emilewicz, wiceprezesem Porozumienia? Niektórzy nasi rozmówcy są przekonani, że dostała propozycję wejścia w jeden z biznesów Zygmunta Solorza, związanych z odnawialnymi źródłami energii.
Nie udało nam się skontaktować wczoraj z samą zainteresowaną. Rewelacji tych nie potwierdzają jej współpracownicy. Pani premier ma jeszcze sporo do zrobienia na swoim stanowisku - słyszymy. Jest natomiast bardzo realne, że ziobryści - już na wstępie rozmów - zażądają głowy ministra klimatu Michała Kurtyki oraz zawalczą o tekę wicepremiera dla swojego przedstawiciela. Przy czym sam Zbigniew Ziobro nie zamierza się ubiegać o tę funkcję
Gowin-reaktywacja. Sezon rekonstrukcyjny
PiS, chcąc zredukować liczbę resortów do zaledwie 12‒13, narazi się swoim koalicjantom. Ci posiadają bowiem po dwa ministerstwa, a po takich zmianach może im zostać tylko po jednym. Dlatego, jak słyszymy, suflowany ma być m.in. przekaz, że to PiS ‒ jako trzon Zjednoczonej Prawicy ‒ proporcjonalnie posiada zbyt mało funkcji rządowych w stosunku do mniejszych partnerów. Kolejnym argumentem mają być nieoficjalne sygnały, że partia Jarosława Kaczyńskiego w jakimś zakresie mogłaby się podzielić subwencją z pozostałymi członkami Zjednoczonej Prawicy.
Na razie wygląda na to, że PiS najszybciej jest w stanie dogadać się z gowinowcami. Bardziej niż liczba resortów, interesuje ich nowe rozdanie działów administracji rządowej, czyli „działek” przypisanych poszczególnym ministerstwom. Porozumienie chciałoby utrzymać kontrolę nad resortem rozwoju, choć jego zdaniem powinno być wzmocnione, np. poprzez fuzję z Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej. Tyle że w PiS mówi się o włączeniu tego drugiego resortu do Ministerstwa Finansów.
‒ Ponoć w Porozumieniu pod uwagę brano także Ministerstwo Środowiska, ale to nie jest chyba dla nich jakiś priorytet ‒ mówi nam osoba z obozu rządzącego. Na dziś nie ma też zgody Porozumienia na tzw. superresort dla Piotra Glińskiego. Miałby to być efekt połączenia resortów: sportu, edukacji, nauki i szkolnictwa wyższego oraz kultury. Gowinowcy sprzeciwiają się zwłaszcza temu ostatniemu elementowi. Nasi rozmówcy ‒ zarówno z Porozumienia, jak i z PiS ‒ potwierdzają, że Jarosław Gowin wróci do rządu. Podobno był już nawet sondowany w sprawie możliwości zostania wicepremierem, ale bez teki. ‒ Nie słyszałem o takiej propozycji, a nawet jeśli została złożona, to i tak Gowin by jej nie przyjął. Jego interesuje bycie wicepremierem i ministrem ‒ przekonuje nasz rozmówca ze Zjednoczonej Prawicy.
Powrót lidera Porozumienia w randze wicepremiera oznacza problem, co dalej z Jadwigą Emilewicz, która po złożeniu dymisji Gowina przejęła po nim tekę wicepremiera. W zeszłym tygodniu Wirtualna Polska podawała, że spekuluje się o jej przejściu do Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (co sama zainteresowana wczoraj zdementowała). Niektórzy nasi rozmówcy dodają kolejną wersję. ‒ Podobno dostała propozycję wejścia w biznes Solorza związany z odnawialnymi źródłami energii. Wydaje się jednak, że sama jeszcze nie wie, co zrobić, tzn. czy zostać w polityce, czy nie ‒ twierdzi nasz rozmówca ze Zjednoczonej Prawicy. Inna osoba, z kręgu współpracowników wicepremier, twierdzi, że wszystkie informacje pojawiające się na temat przyszłych planów zawodowych Emilewicz to na dziś tylko „spin” osób, które próbują coś ugrać na jej ewentualnym odejściu. ‒ Autorów tego spinu należy szukać na Nowogrodzkiej ‒ sugeruje. Inny rozmówca z obozu rządzącego zwraca uwagę, że Emilewicz jest jednocześnie posłanką, w związku z czym rodzi się pytanie, czy będzie skłonna zrezygnować także z tego mandatu i osłabić stan liczebny gowinowców w Sejmie. Tyle że nawet posłowie opozycji zauważają, że odejście Emilewicz do biznesu nie musi jeszcze oznaczać utraty miejsca w ławach poselskich. ‒ Przecież może być społecznym posłem i pobierać tylko dietę. Wszystko zależy od umowy, jaką by podpisała z biznesem ‒ zwraca uwagę poseł PO.
Wydaje się, że dużo trudniej będzie się PiS dogadać z ziobrystami. ‒ Nie mamy poczucia, że jesteśmy szanowani za bycie lojalnym partnerem wobec PiS i za pracę, którą wykonujemy, np. w sprawie ostatnich zmian w Sądzie Najwyższym czy w sprawach tzw. tożsamościowych ‒ ocenia jeden z polityków Solidarnej Polski. Zdaniem ziobrystów podstawą rozmów musi być agenda programowa i przygotowanie się do jesiennej politycznej ofensywy. ‒ Póki nie będzie zmiany umowy koalicyjnej, będziemy bronić naszych dwóch resortów. Na dziś obowiązuje nas umowa koalicyjna z konkretnymi ministerstwami i nazwiskami. Jeśli umowa będzie zmieniona, z atrakcyjnymi warunkami, to będziemy rozmawiać, ale na pewno nie możemy wyjść z tej rekonstrukcji słabsi, niż jesteśmy teraz ‒ zastrzega nasz rozmówca.
W rozmowach z PiS politycy Solidarnej Polski mają podkreślać sprawę dotychczasowej umowy koalicyjnej, której warunków ich zdaniem partia Jarosława Kaczyńskiego nie w pełni przestrzega. ‒ Do tej pory nie powołano wszystkich wiceministrów. Brakuje np. powołania Norberta Kaczmarczyka na wiceministra rolnictwa czy Edwarda Siarki na wiceministra środowiska ‒ przekonuje jeden z ziobrystów.
Równocześnie i gowinowcy, i ziobryści zdają sobie sprawę z ryzyka, że jeśli przeszarżują w relacjach z PiS, szybko mogą okazać się zbędni. ‒ Wiadomo, że PiS robi podchody w kierunku PSL. Jedna z ostatnich ofert dotyczyła wspólnej władzy w 15 województwach, teki ministra rolnictwa, dwóch agencji związanych z rolnictwem i zawieszenia podziału administracyjnego Mazowsza. Ludowcy ponoć się wahali, ale widocznie jeszcze się nie ugięli ‒ twierdzi jeden z koalicjantów PiS.
‒ Nic mi nie wiadomo o takiej propozycji ‒ odżegnuje się polityk ze szczebla rządowego, gdy pytamy go o tę kwestię. Także przedstawiciele ludowców przekonują, że nie interesuje ich współpraca z PiS. ‒ Można rozumieć, że jest to pewna próba zdyscyplinowania swoich koalicjantów przez PiS. My chcemy współpracować w ramach programu, a nie być wyłącznie jakimś straszakiem. A taka współpraca z taką partią jak PiS jest niemożliwa ‒ zapewnia Miłosz Motyka, rzecznik PSL.