"Potwierdzam informację. Pułkownik Olszowiec odszedł ze służby na własną prośbę" - powiedział "Rzeczpospolitej" gen. Marian Janicki. O tym, że szef prezydenckiej ochorny - nie czekając na wyniki dochodzenia w sprawie tzw. incydentu gruzińskiego - zamierza odejść ze służby spekulowano już od kilku tygodni.
Pułkownika Olszowca zawieszono w listopadzie. Był to efekt wyprawy prezydenta do obozu uchodźców niedaleko granicy z wrogo nastawioną wobec Gruzji Osetią Południową. Kiedy Lech Kaczyński wysiadł z samochodu, w pobliżu padły strzały.
>>> Przeczytaj o gruzińskiej wyprawie Lecha Kaczyńskiego
Wówczas przy polskim prezydencie nie było nikogo z jego ochrony. Olszowcowi zarzuca się, że zgodził się na to, by w samochodzie z prezydentami Polski i Gruzji nie było żadnego polskiego oficera ochrony. Pozwolił też, by między samochód z Lechem Kaczyńskim a auto z funkcjonariuszami BOR wjechało siedem innych samochodów, przez co prezydent praktycznie został pozbawiony ochrony. Olszowiec nie powinien też zgadzać się na przejazd prezydenta niesprawdzoną i niezabezpieczoną wcześniej trasą.
Zawieszenie szefa ochrony nie spodobało się prezydentowi. Lech Kaczyński groził nawet, że w ogóle zrezygnuje z obstawy. "Jeśli zabiorą mi Krzysia, to ja w ogóle nie chcę ochrony” - mówił wówczas Lech Kaczyński.