Działacze PZPN mieli zająć się na sobotnim zjeździe reformą związku, ale zamiast tego urządzili farsę. Najpierw wpływowy działacz z Podkarpacia Kazimierz Greń zapowiadał, że ujawni malwersacje w związku. Ale milczał. Potem Ryszard Adamus opowiedział o tym, jak został zmuszony groźbą przestrzelenia kolan do złożenia dymisji w pracy w zarządzie PZPN. Efekt? Do związku może wejść prokurator. "Z urzędu powinien sprawdzić, czy nie doszło do przestępstwa gróźb karalnych" - mówi DZIENNIKOWI minister sportu Mirosław Drzewiecki.
To miał być dzień, w którym miały wyjść na jaw szokujące dokumenty pokazujące skalę demoralizacji w PZPN. Ale podczas sobotniego zjazdu związku porażających materiałów nie było, była za to dyskusja o tym, kto komu chciał przestrzelić kolano. Efekt? Minister sportu uważa, że takimi groźbami powinna zająć się prokuratura.
Tuż przed sobotnim zjazdem PZPN uwaga skoncentrowana była na Kazimierzu Greniu, działaczu z Podkarpacia, który z najbliższego współpracownika Grzegorza Laty w ciągu kilku tygodni stał się jego największym wrogiem. "Ujawnię nieprawidłowości. Na wszelki wypadek, gdybym nie dożył, dokumenty odsłaniające prawdę zdeponowałem w czterech różnych miejscach" podgrzewał atmosferę Greń. Ale w trakcie zjazdu zamilkł. Jak mógł unikał dziennikarzy.
Zamiast Grenia na pierwszym planie pojawił się Ryszard Adamus, który w grudniu złożył dymisję z zarządu PZPN. W obecności dziennikarzy oskarżył swoich kolegów ze związku o mafijne metody. " Zrezygnowałem pod wpływem gróźb"– mówił. "Grozili mi takimi słowami: <Dawniej przestrzelilibyśmy ci kolana. Powinieneś się cieszyć, że jesteśmy bez broni>. Tak wygląda polski futbol od środka"- relacjonował.
Adamus stracił stanowisko w grudniu, choć po swojej rezygnacji złożył... rezygnację z rezygnacji. "Jeżeli w poniedziałek ktoś mówi, że jest głupi, a we wtorek mówi, że nie jest, to chyba liczy się to zdanie z wtorku" - tłumaczył, dlaczego nadal powinien być w zarządzie federacji. Poza rozbawieniem sali niczego nie wskórał.
"To jakaś komedia" komentował występy Adamusa prezes PZPN. Ale wcale tak wesoło nie jest, bo do związku wkrótce może zapukać prokurator. "Po tym, jakie słowa padły na zjeździe, prokuratura będzie musiała sprawdzić, czy nie doszło do przestępstwa gróźb karalnych" - uważa minister sportu Mirosław Drzewiecki.
On sam mimo kilku ciepłych gestów, jakie uczynił pod adresem Grzegorza Laty, nie kryje dystansu do środowiska piłkarskich działaczy. Świadczyły o tym puste krzesła, które na zjeździe zarezerwowali przedstawiciele PZPN dla kierownictwa Ministerstwa Sportu. Nie pojawili się ani Drzewiecki, ani jego zastępca Adam Giersz. "Był przedstawiciel z departamentu prawnego ministerstwa. To wystarczyło"- dyplomatycznie tłumaczy Drzewiecki. Więcej o jego nieobecności mówią współpracownicy ministra: "Szef nie pojawił się, bo nie chciał firmować tego cyrku".
Czym poza wzajemnymi oskarżeniami zajmowali w sobotę się działacze piłkarscy? Wprowadzili postulowane przez resort sportu poprawki do statutu: od teraz prezesem PZPN będzie można być nie dłużej niż dwie kadencje. Zjazd zdecydował również o uproszczonej procedurze zawieszania działaczy pełniących kierownicze funkcje, którym prokuratura postawi korupcyjne zarzuty.
>>> Przeczytaj o nowej ustawie o związkach sportowych
"Jednak ten zjazd niewiele zmienił. PZPN robi tylko to, co musi, a nie to, co powinien, aby zreformować związek" - ocenia w rozmowie z DZIENNIKIEM Robert Zawłocki, były kurator piłkarskiej federacji.
Ale PZPN zostanie wkrótce postawiony pod ścianą. Urzędnicy Drzewieckiego przygotowują nową ustawę o sporcie, która spowoduje, że w ciągu najbliższych dwóch lat będą musiały się odbyć nowe wybory do zarządu związku.