Jak w rozmowie z portalem WP.pl przyznała profesor Małgorzata Manowska, pierwsza prezes Sądu Najwyższego, nie zamierza go opuszczać.

- Jest dużo szumu. Prowadzone są dyskusje, co dalej z Sądem Najwyższym, co dalej z sądami powszechnymi. Nie zapiszę się do chóru gdybaczy. Gdy wpłynie projekt ustawy, który zostanie złożony przez uprawniony do tego organ, wtedy będę się nad tym zastanawiała. Wtedy też na pewno zajmę stanowisko w ramach konsultacji tego projektu - powiedziała.

Zaznaczyła jednocześnie, że "jest przygotowana na wszelkie możliwe warianty tego, co może się wydarzyć w Sądzie Najwyższym w przyszłości". - Zapewniam: na pewno nie cofnę się ani o krok - zaznaczyła.

Reklama

Manowska: Jeśli ktoś myśli, że mnie nastraszy, to mnie nie zna

Reklama

- Jestem dziewczyną, która wychowała się na warszawskiej Pradze. Na pewno nie będę uciekała przed rosłymi panami. Jeśli ktoś myśli, że mnie nastraszy, to mnie nie zna. I grubo się myli. Oczywiście wiem, że jeden z wpływowych polityków zapowiadał, że jemu żadne ustawy, uchwały ani wyroki nie są potrzebne, on po prostu wyprowadzi takich jak ja z gabinetów - mówiła. - Niech przyjdzie i wyprowadza - skwitowała stanowczo.

Profesor Manowska w rozmowie poddała jednocześnie wątpliwości teoriom, że ma "zabetonować" się w Sądzie Najwyższym. - Moi współpracownicy pokazali mi płomienne przemowy niektórych sędziów, jak to rzekomo wspólnie z panem prezydentem Andrzejem Dudą szykujemy zamach na praworządność, "betonujemy" Sąd Najwyższy. Absurdalne teorie. Wszystkim, którzy twierdzą, że ktokolwiek chce "zabetonować" Sąd Najwyższy, polecam w pierwszej kolejności sięgnąć po liczydło. Tak zwani nowi sędziowie nie mają większości w izbach karnej oraz pracy i ubezpieczeń społecznych. Nie ma więc możliwości zajęcia się uchwałą z 2020 roku, abstrahując od tego, że przecież Trybunał Konstytucyjny wyeliminował ją już z systemu prawnego. Wszelkie wygłaszane teorie przegrywają więc z matematyką - mówiła.

Reklama

"Zmiana regulaminu SN powinna pomóc obywatelom"

Odniosła się również do zmiany regulaminu Sądu Najwyższego. Jak czytamy, dziś do wydawania najważniejszych orzeczeń w SN potrzeba obecności 2/3 sędziów. Prezydencki projekt przewiduje, że wystarczy 1/2. Między innymi sędzia Włodzimierz Wróbel uważa, że zmiana ma służyć wyeliminowaniu z obrotu uchwały połączonych trzech izb z 2020 roku, w której zakwestionowano możliwość orzekania w SN przez tak zwanych neosędziów.

- Zmiana Regulaminu Sądu Najwyższego powinna pomóc obywatelom, którzy oczekują od sędziów orzekania, a nie brylowania w mediach. Od kilku lat Sąd Najwyższy nie jest w stanie podjąć tzw. uchwały frankowej, na czym tracą i ludzie, i wymiar sprawiedliwości paraliżowany zalewem spraw frankowych. I tylko dlatego, że część sędziów ma jakiś problem ze wspólnym orzekaniem. Zresztą obniżenie kworum nie odbiera nikomu prawa do wzięcia udziału w posiedzeniu, choćby po to, by zgłosić zdanie odrębne. Ci, którzy mówią, że zmiana regulaminu ma odbierać jakiekolwiek prawa czy nawet naruszać konstytucję, uważają najwidoczniej, że prawo do obstrukcji i dezorganizacji pracy Sądu Najwyższego jest wartością konstytucyjną. Oczywiście nie jest - zaznaczyła.

Zapytana o to, kto wyszedł z inicjatywą zmiany regulaminu: prezydent Andrzej Duda czy ona sama, odparła, że możliwe, że to jej sygnał stał się przyczynkiem do konceptu zmian. - To ja zasygnalizowałam Kancelarii Prezydenta RP kłopot z podejmowaniem uchwał. Projekt zmiany regulaminu jest więc zapewne pokłosiem tej sygnalizacji. Nie może być przecież tak, że Sąd Najwyższy nie orzeka w najważniejszych dla obywateli i wymiaru sprawiedliwości sprawach, bo sędziowie nie są w stanie się porozumieć i część woli spełniać się medialnie niżeli poprzez to, do czego zostali powołani, czyli wydawanie orzeczeń - powiedziała profesor Manowska dziennikarzowi WP.pl.

- Przykład uchwały frankowej jest najdobitniejszy: wstydliwe jest to, że przez kilka lat Sąd Najwyższy jej nie wydał. Ta sprawa przecież paraliżuje sądy powszechne, które oczekują wyjaśnienia wątpliwości przez Sąd Najwyższy - dodała.

Małgorzata Manowska: "żadnej weryfikacji się nie poddam"

Jak czytamy na WP.pl, opracowano dwie główne koncepcje dotyczące tak zwanych neosędziów z Sądu Najwyższego. Pierwsza to powrót na poprzednio zajmowane stanowisko, a druga - komisja weryfikacyjna, która oceniłaby, czy tak zwany neosędzia daje rękojmię właściwego i niezależnego od wpływów politycznych orzekania w Sądzie Najwyższym.

Profesor Manowska odnosząc się do tych teorii powiedziała, że "nie miałaby nic przeciwko powrotowi do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, (...) ale na pewno nie będzie wychodziła z Sądu Najwyższego i szła do apelacyjnego dlatego, że ktoś tak sobie życzy".

Jednocześnie zaznaczyła, że "nie podda się żadnej weryfikacji". Wystosowała nawet oświadczenie. - Ja, Małgorzata Manowska, "neosędzia" z trzydziestoletnim stażem, po przejściu przez wszystkie możliwe instancje sądownictwa powszechnego, oświadczam, że żadnej weryfikacji się nie poddam. I będę bronić wszystkich sędziów powołanych w ostatnich latach do służby na jakimkolwiek szczeblu sądownictwa przed taką weryfikacją, o ile tylko nie będą chcieli się jej poddać. Nie może być tak, że sędziego można wiecznie obijać, obrażać, a ten w obawie przed konsekwencjami i ostracyzmem będzie siedział cicho, poddawał się różnym weryfikacjom, testom. Zapowiedź weryfikacji to w moim przekonaniu próba nacisku na sędziów - powiedziała.

- Uważam, że każdy sędzia powinien godnie zawalczyć o swój status. Ja już teraz zapowiadam, że weryfikacji się nie poddam, a jeśli ktokolwiek uzna, że w związku z tym Manowska nie jest sędzią, będę w każdy możliwy, oczywiście zgodny z prawem, sposób walczyła o wykazanie, że sędzią jestem - zaznaczyła. - Może pod jednym warunkiem bym się zgodziła: gdyby zaczęto weryfikować od czasów Piasta Kołodzieja - skwitowała dodając, że boli ją to, że "powołanych w ostatnich latach na stanowiska sędziów w danych sądach, ktoś chce weryfikować, a nie zweryfikowano komunistycznych sędziów, którzy skazywali opozycjonistów w latach prawdziwego zamordyzmu, w stanie wojennym; sędziów, którzy bywali na pasku ówczesnych rządzących, którzy donosili na kolegów".

- Niektórzy zmierzają do absurdu, naprawdę. W Starym Testamencie jest Księga Sędziów. Napisano w niej, że nie było króla i każdy czynił to, co było słuszne w jego oczach. I tak się właśnie zaczyna dziać w Polsce: totalna anarchia - podkreśliła.

Manowska: "widziałam układy w wymiarze sprawiedliwości. Nie brałam w nich udziału"

Rozmówczyni wspomina także o efekcie "nagonki medialnej na tak zwanych nowych sędziów". - Wmawia się ludziom głupoty, że to "neosędziowie", czyli właściwie niesędziowie, że wydawane przez nich wyroki są nieważne, mimo że oczywiście są ważne. A ludzie, którym się to powtarza regularnie, w końcu zaczynają w ten sposób myśleć. I mają obawy, co zrozumiałe - mówiła.

- Zresztą, żeby nie posługiwać się tylko ogólnikami, podam przykład. Mój współpracownik pokazał mi ostatnio tekst z jednej z gazet o wielkim układzie dotyczącym sędziego z Krakowa. Sędzia został przez kogoś dostrzeżony, czekał miesiąc na delegację do sądu okręgowego. Dostał delegację i już, szybko, został nominowany do okręgu. Narracja medialna, że za szybko, że układ, że bezwstyd. Niestety w gazecie nie zmieściły się tak niepotrzebne informacje jak to, ile czasu ta osoba jest już sędzią, ile lat czekała na awans, jaką ma statystykę orzeczniczą. Ujmę to tak: widziałam już w wymiarze sprawiedliwości większe układy. Oczywiście nigdy nie brałam w nich udziału - podkreśliła.

Reforma wymiaru sprawiedliwości. Ruszać, nie ruszać? Manowska: "ruszać z myślą o obywatelach"

- Przede wszystkim należy spłaszczyć strukturę wymiaru sprawiedliwości. Należałoby oderwać awans sędziego od wolnego stołka w sądzie wyższej instancji. Powinniśmy mieć model, w którym każdy sędzia jest po prostu sędzią Rzeczypospolitej Polskiej, a nie sędzią w rejonie, okręgu czy apelacji - wskazała profesor.

- Wraz z nabywaniem doświadczenia sędzia dostawałby coraz poważniejsze sprawy i wyższe wynagrodzenie. Aby ten model dobrze zafunkcjonował, potrzebne byłoby utworzenie biur sędziowskich. Wokół sędziego powinien być cały zespół ludzi, zarządzający sprawami. Spowodowałoby to przypływ dotychczasowych osób funkcyjnych do orzekania. Nie byłoby również zjawiska rozmycia odpowiedzialności za sprawność postępowania - zaznaczyła.

Profesor Małgorzata Manowska: "Mam dzieci i wnuki i boję się świata, w którym przyjdzie im żyć"

W rozmowie porównano wymiar sprawiedliwości do piaskownicy.

- Mam wrażenie, że to piaskownica, ale bardzo niebezpieczna. Jesteśmy jednym narodem, powinniśmy dbać o obywateli, a są dwie skonfliktowane strony, których celem jest wyżyć się na przeciwniku. I, co gorsza, przyznaję, że nie widzę możliwości wyjścia z impasu, a mam dzieci i wnuki i boję się świata, w którym przyjdzie im żyć - zakończyła profesor Manowska.