Prawo i Sprawiedliwość to pierwsza partia w historii III RP, która, po dwóch pełnych kadencjach, ponownie zdobyła pierwsze miejsce w kolejnych wyborach. Niemniej jednak, pomimo sukcesu, obecnie nie ma możliwości sprawowania rządów samodzielnie. W związku z tym coraz częściej pojawiają się sprzeczne sygnały płynące z otoczenia zarządu partii, a nawet plotki o możliwym rozłamie.

Reklama

Wspólnie z profesorem Radosławem Markowskim, socjologiem polityki z SWPS, przyjrzeliśmy się bliżej przyszłości partii Jarosława Kaczyńskiego.

Reklama

Przyszłość PiS. Ewolucja czy chaos?

Aneta Malinowska, Dziennik.pl: Jakie są największe wyzwania dla Prawa i Sprawiedliwości w kontekście przyszłości partii?

Prof. Radosław Markowski socjolog polityki SWPS: Cynicznie rzecz ujmując, gdyby politycy PiS mieli zdolność rozumienia sytuacji i chcieli się utrzymać na powierzchni polskiej polityki długoterminowo, to dzisiaj podwinęliby ogon i zaczęli udawać, że wracają do przejawów, które manifestowali na początku XXI wieku, czyli że są konserwatywną, demokratyczną partią, która ma silniejsze akcenty nacjonalistyczne, ale bez wpadania w narodową megalomanię. Taki scenariusz byłby dla nich dobry.

To możliwe?

Tam, co prawda z wielkim trudem, ale znalazłoby się kilkanaście osób, które nie skompromitowały się jak np. Suski, Sasin czy, Ziobro i mogliby ruszyć w dalszą drogą. Obawiam się jednak, że na czele z obecnym przywódcą, który jest odrealniony merytorycznie i cywilizacyjnie, taka zmiana jest mało prawdopodobna. Moim zdaniem, jeśli będą kontynuować z nim (Kaczyńskim – przyp. red) czy takimi intelektualistami jak Suski, to to jest prosta droga po równi pochyłej, nie wiem tylko, czy długa, czy krótka.

Nie bez znaczenia jest też specyficzny elektorat PiS-u…

Niektórzy na prawicy mówią, że kogoś obrażam, ale jako socjolog polityki, mam obowiązek podkreślać, że to jest elektorat bardzo zaawansowany wiekowo, zagubiony, bo słabo wykształcony, poza rynkiem pracy, z miejsc niekoniecznie tych, które przyczyniają się do dochodu narodowego Polski i to rzeczywiście brzmi nieładnie. Jednocześnie za cztery lata z powodów naturalnych tego elektoratu będzie znacznie mniej niż innych elektoratów. Więc oni mają rzeczywisty problem, który wymaga przemyślanej strategii.

Nie zgadzam się z bezrefleksyjnymi politologami, którzy uważają, że oni sromotnie przegrali.7,5 miliona to prawie tyle samo, co 8 milionów cztery lata temu, biorąc pod uwagę, że dzisiaj mamy o 750 tysięcy mniej osób uprawnionych do głosowania. Pomimo wszelkich politycznych kontrowersji, utrzymali poparcie 1/3 aktywnego polskiego elektoratu, co nie może być uznane za klęskę.

Co w takim razie można uznać za porażkę, bo w końcu rządzić samodzielnie nie mogą…

Rzeczywistą porażką jest fakt, że okres selektywnej demobilizacji strony liberalno-demokratyczno-kosmopolitycznej, czyli tych, którym rządy PiS nie odpowiadały, zakończył się ich mobilizacją i odsunięciem PiS od władzy. Więc sprawa jest skomplikowana, mimo że w tej sytuacji mogą się pojawiać w PiS różnorodne tendencje odśrodkowe, kluczowym pytaniem pozostaje, czy ewolucja PiS będzie wynikiem przemyślanej, racjonalnej strategii zmiany, czy też chaotycznych sił, nad którymi nikt nie będzie w ich obozie panował?

Jak pan sądzi, która droga jest bardziej prawdopodobna?

Bardziej skłaniam się ku tej drugiej opcji. To wynika przede wszystkim z faktu, że ci ludzie są przeważnie pozbawieni, mówiąc dosadnie, etycznego i moralnego kręgosłupa. To grupa osób, która przez wiele lat dopuszczała się kradzieży mienia publicznego. Prawdopodobnie sami doskonale zdają sobie sprawę, iż zajmowane przez nich wysokie stanowiska nie mają nic wspólnego z ich kompetencjami. Często trafiali na nie dzięki istniejącym na nich hakom, gdyż taki sposób rekrutacji dominował w strukturach PiS przez lata.

Prezes w swoim domu na Żoliborzu ma teczki i np. Banaś tylko dlatego został szefem Najwyższej Izby Kontroli, że były na niego haki. Albo nominacja pani Juli Przyłębskiej na szefową Trybunału Konstytucyjnego, też wydaje się całkowicie niezgodna z zasadami merytokratycznej rekrutacji, jakiej można by oczekiwać w normalnej demokracji.

Także te osoby z jednej strony wykazują ponadnormatywną skłonność do trzymania się wodza, który rozdzielał stanowiska i synekury, do których nie mieli faktycznego prawa. Z drugiej strony jednak ich indywidualne działania prywatne zdają się skłaniać ich w kierunku tego, co może przynieść korzyść osobistą.

Prof. Markowski: Opozycja powinna wykorzystać słabość PiS-u

Politycy demokratycznej opozycji w ostrym tonie mówią o rozliczeniu PiS, a może powinni inaczej?

Uważam, że PiS należy rozliczyć zgodnie z prawem, ale stanowczo. Chodzi mi o rozliczenie partii jako całości, a nie tylko pojedynczych osób, przy czym to, co się wydarzy w PiS, zależy także od postawy konkretnych jednostek. Nie powinniśmy unikać tego tematu. Jednocześnie może warto dać szansę tym spoza wierchuszki, którzy będą chcieli wejść na drogę odkupieńczą.

Na przykład, w niektórych kwestiach, demokratyczna opozycja, we współpracy z Konfederacją, potrzebuje tylko kilku dodatkowych głosów, aby przełamać prezydenckie weto. Zastanawia mnie, dlaczego ta demokratyczna opozycja nie rozważa możliwości znalezienia dodatkowych, na przykład, 10 posłów, aby pokazać panu Andrzejowi Dudzie, że w nowym Sejmie nie wszystko zależy od niego. Taka fundamentalna zmiana byłaby kluczowa i gdybym był liderem opozycji, zdecydowanie bym to wykorzystał. Obecnie Najjaśniejsza Rzeczypospolita jest chora, wymaga leczenia, a pewne metody, które mogą być kontrowersyjne w normalnych okolicznościach, mogą okazać się skuteczne w tej sanacji.

Czy zmiana nazwy bez zmiany lidera ma sens? Perspektywy rebrandingu w PiS

Pojawiła się informacja, która wyszła ze środowiska bliskiego Kaczyńskiemu, że planowany jest rebranding. Czy zmiana nazwy bez zmiany osoby na czele partii pana zdaniem ma sens?

Zmiana nazwy partii to istotne posunięcie. Już raz zmienili z Porozumienia Centrum na PiS bez zmiany lidera i pewnie, żyją w przekonaniu, że to nie musi współgrać. Jednak w tej chwili byłbym raczej skłonny uważać, że zmiana nazwy, zmiana szyldu czy całej otoczki nie miałaby sensu, gdyby na czele pozostał Kaczyński z tym swoim strasznym oderwaniem od realiów. I choć w mojej ocenie zawsze był oderwany, to dawniej potrafił racjonalnie kalkulować jako polityczny spryciarz. Jednak obecnie nawet tego sprytu mu brakuje, bo tam są takie emocje, że prawdopodobnie zakłócają one nawet ów spryt.

Więc krótko mówiąc, nie widzę, możliwości, żeby rebranding bez zmiany nie tylko samego Kaczyńskiego, ale też jego najbliższego otoczenia jak Suski czy Sasin - miał sens.
Ci ludzie powinni się usunąć w cień, ustąpić ze sceny i wtedy powinno się wyciągnąć takich, którzy do tej pory byli w drugim szeregu. Przede wszystkim młodszych, być może jakieś kobiety i wtedy być może PiS miałby jakąś rację bytu.

I na koniec. In vitro a rozłam w PiS. Czy można mówić, że to kluczowy moment, początek końca tej partii?

Jeśli demokratyczna opozycja liczyłaby na współpracę z cywilizowanymi i rozumnymi jednostkami spośród członków PiS, to zarówno głosowanie, jak i publiczne wypowiedzi na temat in vitro mogą posłużyć do zidentyfikowania tych, którzy niekoniecznie podzielają fundamentalistyczne poglądy czy dążą do budowy teokratycznego państwa. Warto dać im szansę. Skoro sprawa in vitro jest kwestią sumienia i naszym parlamencie nieprawidłowo przyjęło się, że nie wymaga się w takich przypadkach dyscypliny partyjnej, więc ci członkowie mogliby zagłosować razem z tymi, którzy popierają cywilizowaną regulację in vitro.
Natomiast nie sądzę, aby sprawa in vitro była podstawową kwestią, która spowoduje pęknięcie PiS-u i doprowadzi do rozłamu. Tak nie będzie.