MICHAŁ POTOCKI: W ciągu ostatnich tygodni "nieznani sprawcy" porwali kilku młodych opozycjonistów - m.in. liderów Młodej Białorusi Artura Fińkiewicza, Młodego Frontu Źmiciera Daszkiewicza i Europejskiej Białorusi Jauhiena Afnahiela. Scenariusz był za każdym razem podobny: do młodego działacza podchodziło kilka osób, siłą wciągało go do samochodu, naciągało na twarz czapkę. Samochód dłuższy czas kluczył po mieście, po czym opozycjoniści byli wywożeni z Mińska i wyrzucani w lesie kilkadziesiąt kilometrów od stolicy. Sprawcy grozili biciem. Komu jest dziś potrzebne takie zastraszanie ludzi?
PAWAŁ SZARAMIET*: Dla przeciętnego człowieka takie działania zupełnie nie mają sensu. Nie sposób powiedzieć przecież, że władze mają jakikolwiek interes w tym, żeby wywieźć opozycjonistę do lasu i tam zostawić. Tak samo, jak nie miały żadnego interesu w tym, aby mordować w 1999 i 2000 r. opozycyjnych polityków. Bardzo często przestępcy działają na motywach niezrozumiałych dla zwykłych ludzi. Jestem przekonany, że porwania są dziełem białoruskich służb specjalnych.

Reklama

Skąd ta pewność?
Wewnątrz władzy toczy się bój między ludźmi MSW i KGB. Między starą ekipą, która doszła do stanowisk przed dziesięcioma laty, a nowym pokoleniem, które skupiło się wokół Wiktara Łukaszenki (syn prezydenta, członek Rady Bezpieczeństwa - red.). Zarówno na czele KGB, straży granicznej, jak i nowo powstałej specsłużby - Centrum Operacyjno-Analitycznego - stoją ludzie młodzi, trzydziestokilkuletni, przyjaciele Wiktara Łukaszenki. Oni muszą udowodnić swoją wartość, skuteczność. Dowieść, że są w stanie wypełniać poważne zadania. Trzymać w szachu starszych, którzy wytykają ich palcami twierdząc, że nic nie umieją. Porwania opozycjonistów mogą być swego rodzaju treningiem dla nowych kagebistów. Jestem przekonany, że w nadchodzącym, przedwyborczym roku będziemy świadkami nowej fali represji. Represje będą się nasilać właśnie po to, aby nikt z opozycjonistów ani obywateli Białorusi nie pomyślał, że władza słabnie.

Czyli według pana jest to forma przekazania opozycji: nie zabijamy was, ale w każdej chwili możemy zacząć?
Sytuacja jest taka: Łukaszenka prowadzi handel z Europą. Europa stawia konkretne warunki: brak więźniów politycznych, zmiany prawa wyborczego itp. Co więcej, jest kryzys, więc władza nie ma pieniędzy. Wśród opozycjonistów wywołuje to iluzję, że władza mięknie i odpuszcza. Reżim musi pokazać, że to błąd, że w każdej chwili może zaostrzyć kurs.

Mówiło się jednak, że po usunięciu ze stanowisk jastrzębi (np. okrytego złą sławą Wiktara Szejmana) rok - dwa lata temu, nie ma już mowy o powrocie do represji.
Tym ciekawsze jest to, że Szejman po cichu odzyskał część wpływów. Jest doradcą prezydenta, znów ma własną ochronę i gabinet. Poza tym nowi ludzie we władzy niekoniecznie różnią się od starych. Są tak samo radykalni, jak i ich nauczyciele.

Dlaczego ofiarą padają młodzi działacze, a starszego pokolenia opozycjonistów się nie rusza?
Starsi opozycjoniści nie są zdolni do działania, ich nie widać. Młodzież - wręcz przeciwnie. Właśnie po to zastrasza się właśnie młodych ludzi. I to przynosi rezultaty: w ciągu kilku ostatnich tygodni znów wzrosła liczba osób, którzy poprosili o azyl zagranicą.

Istnieje teoria, że porwania są organizowane bez wiedzy prezydenta przez ludzi, którym nie w smak zbliżenie do Zachodu, przez frakcję prorosyjską.
Taka wersja brzmi przyjemnie dla Polaków, ale ja ją odrzucam. Nie ma na Białorusi na tyle samodzielnych ludzi. Gdy tylko ktokolwiek z grona siłowików zaczyna przejawiać choćby odrobinę niezależności, natychmiast wylatuje niczym korek z butelki szampana.

*Pawał Szaramiet, białoruski publicysta na emigracji w Rosji, współpracownik zaginionego w 1999 r. w niewyjaśnionych okolicznościach dziennikarza Źmiciera Zawadzkiego