Jak przypomina gazeta w artykule redakcyjnym, Barack Obama nieraz publicznie dawał do zrozumienia, że jest niezadowolony z polityki afgańskiego prezydenta, wytykając mu m.in., że nie zwalcza korupcji w rządzie i że próbował usunąć przedstawicieli ONZ z komisji wyborczej w czasie ostatnich wyborów.
Karzaj nie pozostał dłużny i kilkakrotnie potępił to, co nazwał mieszaniem się zachodnich mocarstw w sprawy Afganistanu, i sugerował, że nie będzie marionetką USA.
"Washington Post" pisze, że co do meritum zgadza się z Obamą, ale uważa, że nie należy krytykować Karzaja publicznie. Amerykański prezydent, zdaniem gazety, powinien raczej się starać nawiązać z nim bliższe więzi i w ten sposób wpłynąć na jego postępowanie.
"Tak jak w wypadku bardzo publicznego sporu, który prezydent Obama rozpoczął z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu, potraktowanie przez niego prezydenta Karzaja nie wydaje się wynikać z jakiejś rozważnej strategii. Czy Obama myśli, że trzymanie afgańskiego prezydenta na dystans sprawi, że będzie on bardziej wychodził naprzeciw troskom USA? Czy próbuje pokazać narodowi afgańskiemu, że amerykańskie poparcie dla niepopularnego rządu w Kabulu nie jest bezwarunkowe? Jeżeli tak, to się przeliczył. Karzaj nie tylko odpowiedział wyzywająco, lecz odwołał się do afgańskich resentymentów przeciw obcym wojskom i politycznym pouczaniom" - czytamy w artykule.
Dziennik zwraca uwagę, że dla polityki USA w Afganistanie "nie ma realnej alternatywy wobec Karzaja i wojna w tym kraju nie może być wygrana bez zdecydowanej współpracy z afgańskim przywódcą".
"Czas najwyższy, by prezydent Obama zaczął budować partnerstwo z Karzajem, i nie widać, w jaki sposób może w tym pomóc publiczne jego poniżanie" - konkluduje "Washington Post".