Córki prezydenta Obamy od pewnego czasu są w elitarnym klubie, który daje sławę, niezwykłe wrażenia, ale i wyciska piętno na całe życie. To klub pierwszych dzieci Ameryki.
7-letnia Sasha i 10-letnia Malia miały już wystarczająco dużo czasu, by w trakcie kampanii wyborczej oswoić się z wszędobylskimi mediami. Zdążyły znaleźć się na okładkach magazynów "People" czy "US Weekly" i zostały uznane za małe ikony mody. Gdy w wyborczy wtorek w zwycięskim przemówieniu ojciec obiecał im upragnionego szczeniaka, problem najbardziej odpowiedniej rasy przez długi czas roztrząsała narodowa prasa od Wschodniego do Zachodniego Wybrzeża. W trakcie wakacyjnej wyprawy na Hawaje, przeprowadzki z rodzinnego Chicago do Waszyngtonu i pierwszych lekcji w prestiżowej szkole Sidwell Friends - za każdym razem towarzyszyły im błyski fleszów i stado reporterów. Słynni projektanci zaczęli nawet na łamach czasopism modowych radzić dziewczynkom, co założyć na inaugurację, a bliźniaczki George’a W. Busha Jenna i Barbara napisały do nich otwarty list z radami typu "jak przetrwać w Białym Domu". Wkrótce potem na półki sklepowe trafiły pluszowe lalki przytulanki z ich podobiznami.
"Dostaliśmy obsesji na punkcie dzieci celebrytów. Dzieci prezydenckie fascynowały od zawsze, a dziś ich twarze doskonale sprzedają się w magazynach. Tylko ktoś, kto właśnie umarł, albo sama Angelina Jolie może sprzedać się lepiej" - przyznaje na łamach "Chicago Tribune" Kareen Bokram, wydawca magazynu "Girls’ Life". A politolog Casey Klofstad z Uniwersytetu w Miami dodaje w rozmowie z nami: - Amerykanie bardzo wysoko stawiają rodzinne wartości, którym hołduje prezydent Obama. A że ma on do tego uroczą rodzinę: żonę, która jest elokwentna, ale go nie przyćmiewa, i córki jeszcze w wieku dziecięcym, ta strona jego publicznego wizerunku będzie dla wyborców szalenie istotna.
Dzieci pod lupą
Niestety, wstąpienie do klubu pierwszych dzieci skazuje dziewczynki na znoszenie wyjątkowo natarczywej ciekawości mediów i opinii publicznej, których nastawienie waha się między fascynacją a ostracyzmem. Co więcej, obecność prezydenckich pociech na świeczniku nie jest wcale pomysłem XX w. Amerykanie prześwietlili już rodzinę pierwszego prezydenta. Choć Jerzy Waszyngton nie miał własnego potomstwa, urząd obejmował jako opiekun dzieci swojego przedwcześnie zmarłego pasierba. I już wtedy w gazetach zaczęły pojawiać się wszelkie informacje o jego wnukach. "Podobnie społeczeństwo interesowało się pociechami Ulyssesa Granta. Gdy Grant wyruszał pociągiem do stolicy na zaprzysiężenie, na przystankach wysyłał swoje dzieci na peron, żeby rozmawiały ze zgromadzonymi, którzy byli nimi naprawdę zachwyceni. Z kolei prezydent Grover Cleveland był jedynym, który ożenił się w trakcie prezydentury i do tego z dwa razy młodszą od siebie kobietą. Choć z początku wywołało to kontrowersje, to gdy urodziła im się córeczka Ruth, wszyscy oszaleli na jej punkcie. Śledzili informacje o niej, nawet gdy opuściła Biały Dom. A gdy w wieku 12 lat umarła na błonicę, pogrążyli się w żałobie" - opowiada nam historyk pierwszych rodzin Doug Wead, były asystent specjalny prezydenta George’a H.W. Busha i były nieoficjalny doradca jego syna George’a W. Busha.
Prawdziwymi ulubieńcami mediów były dzieci z wesołej gromadki prezydenta Teddy’ego Roosevelta, a zwłaszcza jego nastoletnia córka Alice, zwana księżniczką Białego Domu. Alice - prawdziwa nonkonformistka z tupetem - była miłośniczką imprez, prowadzenia auta i permanentnego drażnienia ojca. Jednym z jej najbardziej szokujących opinię publiczną zachowań było ostentacyjne kopcenie papierosów w stołecznych miejscach publicznych, w czasach gdy żadna kobieta na coś takiego by się nie odważyła. Rodzina bez skutku próbowała ją tego oduczyć, tata kategorycznie zakazywał, a wujek nawet zmusił do wypalenia dwóch wielkich czarnych cygar. - Oba wypaliłam z przyjemnością i wcale nie było mi niedobrze – śmiała się później Alice. Gdy przed zakończeniem drugiej kadencji ojca, w 1906 wyszła za mąż, naród odetchnął, ale i wyraził żal, że księżniczka zniknie z okładek gazet i ustatkuje się. Podobne ożywienie i zainteresowanie wzniecili dopiero po kilku dekadach państwo Kennedy, wprowadzając się do Białego Domu ze swoimi maluchami: 2-miesięcznym John-Johnem i 3-letnią Caroline, oraz ich następcy: Carterowie z 9-letnią Amy czy Clintonowie z 12-letnią Chelsea. Gdy przed zakończeniem drugiej kadencji ojca w 1906 r. wyszła za mąż, naród odetchnął, ale i wyraził żal, że księżniczka zniknie z okładek gazet i ustatkuje się. Podobne ożywienie i zainteresowanie wzniecili dopiero po kilku dekadach państwo Kennedy, wprowadzając się do Białego Domu ze swoimi maluchami, 2-miesięcznym John-Johnem i 3-letnią Caroline, oraz Carterowie z 9-letnią Amy czy Clintonowie z 12-letnią Chelsea.
Blaski i cienie życia w Białym Domu
Choć życie przy 1600 Pennsylvania Avenue często porównywane jest do przebywania w wielkim akwarium pod nieznośną obserwacją mediów i obywateli, małe dzieci, takie jak Sasha i Malia, mogą mieć tam prawdziwą frajdę. "To zupełnie jak bajka: spotykasz królów, królowe, gwiazdy kina i doświadczasz niezwykłych przygód" - wspominała córka Geralda Forda Susan, która w Białym Domu zorganizowała bal maturalny dla swojej klasy. Sashę i Malię już zdążył odwiedzić popularny boysband Jonas Brothers, który dał dla nich minikoncert akustyczny. Na plan filmowy zaś zaprosili je Miley Cyrus (disneyowska aktorka wcielająca się w Hannah Montanę) i Daniel Radcliffe (znany z roli Harry’ego Pottera). Oprócz przyjmowania wielu gości dziewczynki będą mogły też m.in. urządzić swoje pokoje, wybierając meble z olbrzymiego magazynu, oglądać filmy, które właśnie mają premierę w Hollywood, czy testować nowe zabawki właśnie wchodzące na rynek.
Szczególnie mała Sasha w wywiadzie dla programu "Access Hollywood" nie potrafiła ukryć podekscytowania swoim nowym domem. "Będzie bardzo cool!" - cieszyła się. Dzieci poprzednich prezydentów ogrom posiadłości (18 akrów, 132 pokoje, 35 łazienek, 412 drzwi, 8 klatek schodowych) bynajmniej nie przeraził i zdążyły już przetrzeć szlaki. Np. Tad Lincoln, ubrany w dziecięcy mundurek wojskowy, lubił bombardować małą armatką drzwi Salonu Gabinetowego, gdy obradował tam rząd. Quentin Roosevelt, syn Teddy’ego, był liderem Gangu Białego Domu, do którego należał też Charlie Taft, syn przyszłego prezydenta. Chłopcy rzucali śnieżki z dachu na ochronę i strzelali kulkami-plujkami w portrety poprzednich przywódców USA. John-John Kennedy bawił się z tatą w chowanego w Gabinecie Owalnym, Amy Carter zaś godzinami przebywała w domku na drzewie. "Przede wszystkim Sasha i Malia będą miały mnóstwo nowych możliwości, jakie daje życie z najpotężniejszym człowiekiem na świecie. Jednocześnie okres ten może być trochę trudniejszy dla starszej córki Malii, która będzie musiała dorastać na oczach ludzi, podobnie jak niedawno Chelsea Clinton. To może być dla niej dość niezręczne" - podsumowuje Klofstad.
Ciemną stroną życia przy 1600 Pennsylvania Avenue są zdecydowanie olbrzymie wymagania, jakim muszą sprostać dzieci prezydenta, i niemożność odcięcia się od dokonań ojca. "Gdy twój rodzic sprawuje najwyższą władzę w państwie, ludzie spodziewają się po tobie naprawdę niezwykłych osiągnięć! U pierwszych dzieci można zaobserwować większy niż u innych procent samobójstw czy rozwodów. Na przykład piątka pociech Franklina Delano Roosevelta łącznie zawarła 19 małżeństw. Natomiast John F. Kennedy Jr., Andrew Jackson Jr., William Henry Harrison Jr., Andrew Johnson Jr., Calvin Coolidge Jr. - wszyscy zmarli młodo, w wypadkach, katastrofach lotniczych, postrzałach" - zauważa w rozmowie z nami Doug Wead. "Presja, jaka wywierana jest na te dzieci, okazuje się ogromna. Zresztą nawet jeśli uda im się czegoś dokonać, to wciąż podkreśla się, że to przecież prezydenccy potomkowie. Jeśli powiesz swoim znajomym, że zabierasz na kolację świetną fotografkę, której prace znalazły się na pierwszych stronach magazynów od <Paris Match> po <Newsweeka>, i w dodatku autorkę powieści z listy bestsellerów <New York Timesa>, każdy mówi: <O, to ciekawe>. Ale jeśli powiesz, że to Susan Ford, to reakcja jest już inna: <No, proszę, córunia prezydenta>. Bez względu na to, co zrobi, zawsze będzie znana jako córka prezydenta Geralda Forda" - dodaje Wead. Historyk, który przeprowadził wywiady z dziewiętnaściorgiem dzieci z sześciu różnych rodzin prezydenckich, zauważa, że choć dla większości z nich mieszkanie w Białym Domu było frajdą, szczególnie dla tych starszych był to niełatwy czas. George W. Bush, zapytany przez niego, co było trudniejsze: bycie prezydentem czy synem prezydenta, odparł, że zdecydowanie to drugie.