Flotyllę sześciu statków powstrzymał szturm komandosów przeprowadzony w nocy z niedzieli na poniedziałek. Tragedia, jaka rozegrała się u wybrzeży palestyńskiej enklawy, została wczoraj potępiona m.in. przez rząd Francji, a UE wezwała do stworzenia specjalnej komisji śledczej. Informacje o liczbie zabitych różnią się w zależności od źródła. Armia izraelska mówi o 10 ofiarach, media o 19.

Izraelscy komandosi weszli na pokład największego ze statków, "Mavi Marmara", w środku nocy, na wodach międzynarodowych, około 60 km od brzegu. Z komentarzy szefa izraelskiej armii wynika, że wśród siedmiuset pasażerów jednostki znajdowali się "ekstremiści", którzy zaatakowali żołnierzy. Ci byli zmuszeni otworzyć ogień w obronie własnej. Aktywiści protestują przeciw takiej wersji wydarzeń: według nich Izraelczycy strzelali, odkąd tylko weszli na pokład. Następnie aresztowani działacze zostali przewiezieni do więzienia Beer Szewa. Wśród zatrzymanych jest polska aktywistka Ewa Jasiewicz.

Izrael żałuje

Stanowisko Jerozolimy jest w tej sprawie jasne. - Izrael żałuje utraconego życia i zrobił wszystko, by tego uniknąć - stwierdził wczoraj wiceszef izraelskiej dyplomacji Danny Ayalon. Akcję Free Gaza Movement (oraz tureckiej organizacji Insani Yardim Vakfi, do której należy statek "Mavi Marmara") uznał jednak za "przeprowadzoną z premedytacją i oburzającą prowokację".

Izrael po akcji znalazł się w ogniu krytyki. Szturm komandosów na flotyllę potępiły m.in. Francja i Turcja oraz sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun. Ulicami Istambułu przeszła wczoraj wielotysięczna antyizraelska manifestacja. Grecja wycofała się ze wspólnych ćwiczeń wojskowych. W wielu krajach wezwano izraelskich ambasadorów do wytłumaczenia, co dokładnie wydarzyło się na Morzu Śródziemnym. Unia Europejska wezwała też do stworzenia specjalnej komisji, która miałaby dokładnie zbadać przebieg tragicznego incydentu. - Obiekcje może wzbudzać już sam fakt, że do szturmu doszło na wodach międzynarodowych, a nie przybrzeżnych. To czyni atak nielegalnym - mówi "DGP" Georges Giacaman, szef instytutu Muwatin w Ramallah. - Najgorsze jednak, że około 10 tys. ton pomocy nie dotarło do potrzebujących ludzi - dodaje.

Czytaj więcej...











Reklama




Incydent zwrócił uwagę na fatalną sytuację w Strefie Gazy. Odkąd prawie trzy lata temu władzę przejął tam radykalny palestyński Hamas, enklawa została objęta ścisłą blokadą. Z raportów izraelskiej armii wynika co prawda, że co tydzień przez posterunki wokół Strefy przepuszczane są transporty wiozące około 15 tys. ton pomocy humanitarnej. Jednak dane ONZ świadczą, że to jedynie kropla w morzu: enklawa potrzebuje co najmniej 60 tys. ton żywności tygodniowo.

Strefa Gazy stała się pułapką dla mieszkających tam Palestyńczyków. Upadł właściwie niemal cały sektor prywatnych przedsiębiorstw. Te, które wciąż są otwarte, funkcjonują w symboliczny sposób. Pracę zachował tam jedynie co trzeci pracownik. Na dodatek po wprowadzeniu blokady 100 tysięcy Palestyńczyków straciło możliwość pracy w Izraelu. Dziś 40 proc. mieszkańców enklawy nie ma żadnego zatrudnienia - i wskaźnik ten w tym roku może sięgnąć 50 proc. 70 proc. ludności żyje poniżej progu ubóstwa - przeżyć mogą jedynie dzięki dostawom pomocy humanitarnej. W ubiegłym roku dochód per capita Palestyńczyków z Gazy szacowano na blisko 3100 dolarów.

Gaza woła o pomoc

Dramatyczną sytuację Strefy Gazy widać na każdym kroku. Budynki zrujnowane w czasie kilkutygodniowej wojny z Izraelem na przełomie 2008 i 2009 r. wciąż nie zostały odbudowane. Te, w których wciąż mieszkają ludzie, zostały prowizorycznie przystosowane do życia. Na ulicach jest coraz mniej samochodów, za to coraz więcej wózków ciągniętych przez osły. Od kilku lat brakuje też paliwa - w efekcie Palestyńczycy zaczęli wlewać do baków stary sojowy olej, wcześniej używany przez lokalne smażalnie: falafelowe paliwo. Dla zwiększenia skuteczności mieszają go z terpentyną.

Niezamierzonym efektem blokady był za to rozkwit podziemnego rynku. Granica między enklawą a Egiptem stała się królestwem podziemnych tuneli, przez które przeciąga się do Gazy wszystko: od żywności, wyposażenia mieszkań, bydła po zwierzęta do niewielkiego zoo w Gazie. W kwietniu stacja BBC opublikowała film nakręcony telefonem komórkowym, na którym widać, jak Palestyńczycy przeciągają poszerzonym tunelem luksusowe auta.

Przemytnicza infrastruktura przynosi jednak zyski wyłącznie właścicielom tuneli. Każdy z nich może zarobić nawet 50 tys. dolarów miesięcznie. Dla przeciętnych Palestyńczyków oznacza to jednak, że wszystkie towary są kilkakrotnie droższe niż w Egipcie. - Mimo to tunele ratują życie tysiącom ludzi w Gazie - podkreśla Giacaman. - I pozostają ich jedyną nadzieją, dopóki Izrael nie zniesie blokady, na co jednak się nie zanosi - dodaje.