Dziś na ulicach Moskwy było gorąco. Aby uniknąć rozlewu krwi, wszędzie rozstawiono milicję i wojsko. Od rana w stolicy Rosji gromadzili się przeciwnicy homoseksualistów - nacjonaliści i grupy wiernych prawosławnych.

Godzina i miejsce akcji do ostatniej chwili były trzymane w tajemnicy. Zaczęło się o 14.30 czasu moskiewskiego. Grupa gejów i lesbijek chciała złożyć kwiaty pod Pomnikiem Nieznanego Żołnierza. Ruszyła na nich grupa rozwścieczonych młodych ludzi. Wyrwali i zniszczyli im kwiaty.

Do Rosji przyjechali działacze z całego świata - między innymi Amerykanie, Holendrzy i Niemcy. Wśród tych ostatnich poseł partii Zielonych Volker Beck. Deputowany został raniony w twarz, kiedy grupa agresywnych nacjonalistów zaatakowała manifestantów. Beck jest doskonale znany również w środowisku polskich mniejszości seksualnych - ostro krytykował władze Warszawy, które w ubiegłym roku nie zgodziły się na paradę wolności. "Zakazywanie parad to ograniczanie praw człowieka" - uważa Niemiec.

W aresztach moskiewskich posterunków milicji siedzi 120 osób zatrzymanych za zakłócanie porządku - zarówno homoseksualistów, jak i ich przeciwników. Z każdym z nich zostanie przeprowadzona "rozmowa profilaktyczna".

Władze Moskwy zabroniły parady, tłumacząc swoją decyzję troską o bezpieczeństwo mieszkańców i niemożnością zamknięcia na czas marszu głównych ulic stolicy. Jednak wypowiedzi mera Moskwy Jurija Łużkowa nie pozostawiają wątpliwości. "Nie powinno się epatować swoją odmiennością seksualną i wystawiać jej na publiczny widok" - twierdzi z przekonaniem Łużkow.