Anna Politkowska nie padła ofiarą przypadkowego napadu. Najpewniej to był typowy mord polityczny na nieprawomyślnej dziennikarce. Kobieta była niewygodna dla władzy, bo poszukiwała prawdy. Regularnie jeździła do Czeczenii, żeby pokazać, jak Rosjanie mordują tam ludzi na polecenie Kremla.
Władza nawet nie próbowała zachować pozorów przyzwoitości. Nie dość, że na pogrzeb nie przybył nikt z ekipy Putina, to jeszcze wszelkimi siłami starano się utrudnić dotarcie na cmentarz innym obywatelom. Milicja zablokowała jedną z dwóch dróg dojazdowych i żałobnicy musieli się przebijać przez wiecznie zakorkowane centrum Moskwy.
Ludzi to jednak nie powstrzymało. Bo Politkowska walczyła o prawdę. A prawdy zawsze trzeba bronić. I te dwa tysiące osób to udowodniły.