Zagrożenie, jeśli nie tym razem, to jednak istnieje. By ludzie nie podzielili losu dinozaurów, które wymarły po uderzeniu asteroidy, NASA chce zrobić to, co udało się już w Hollywood. W filmie "Armagedon" Bruce Willis ląduje na asteroidzie, by bombą nuklearną rozwalić ją w pył.

Reklama

NASA chce, by astronauta wylądował, ale nie niszczył ciała niebieskiego. Bo setki drobnych kawałków będą jeszcze większym problemem dla Ziemian. Agencja chce, by taki heros sprawdził, czy lot asteroidy można zmienić. Wystarczyłoby go przyspieszyć albo spowolnić lub też odchylić, by kosmiczny pocisk minął się z Ziemią. Problem w tym, że asteroida pędzi z prędkością prawie 50 tysięcy km na godzinę.

Wszystkie plany NASA są na bardzo wczesnym etapie. Statek kosmiczny, który miałby zabrać astronautę, istnieje tylko na rysunkach. Ale to wszystko jest śmiertelnie poważnie traktowane. Bo kolejna asteroida, Apophis, stanie się zagrożeniem dla Ziemi w 2036 roku.

Asteroida o wadze miliarda ton a średnicy zaledwie 1 km, uderzając w Ziemię, spowodowałaby wybuch równy eksplozji bomby nuklearnej o mocy 50 tys. megaton. To tysiąc razy więcej niż największa bomba, która eksplodowała dotychczas.