Codziennie wybuchają samochody pułapki, bojownicy regularnie strzelają do siebie na ulicach. Tylko w ostatni weekend w samym Bagdadzie zginęło 200 osób. A w październiku - w sumie, w całym Iraku - 4 tysiące cywilów. To najwięcej od wejścia wojsk alianckich do tego kraju.

Bush jednak tego nie widzi. Upiera się, że to nie żadna wojna domowa, a tylko trwająca już 9 miesięcy agresja, wszczynana przez Al-Kaidę. "Jednej rzeczy na pewno nie zrobię: nie zabiorę żołnierzy z pola walki, dopóki misja nie zostanie zakończona" - zapowiedział wczoraj Bush na konferencji prasowej na Łotwie podczas szczytu NATO. Można się zatem spodziewać, że amerykańskie wojska jeszcze wiele lat mogą błąkać się po irackich pustyniach.