Karl Szmolinsky, emeryt z Eberswalde, gdy wyhodował Roberta, potężnego, ważącego 11 kilogramów samca największej króliczej rasy na świecie - niemieckiego szarego giganta, nawet nie przypuszczał, że dostanie ofertę pracy od północnokoreańskiej ambasady w Berlinie.
Ma niedaleko Phenianu stworzyć fermę gigantycznych królików. A jego podopieczni czekają już na niego w Korei. Bo pocztą dyplomatyczną do komunistycznego kraju pojechało już osiem samic i cztery samce. A to wystarczy, by rodziło się 60 królików rocznie.
Mięso królika ma, według tyrana z Phenianu, być receptą na głód. Każdy Koreańczyk dostanie przydział mięsa. I to ma mu wystarczyć. Ale specjaliści nie wierzą w powodzenie planu.
Bo nie ma szans, by nawet króliki mnożyły się tak szybko, aby wyżywić 23 miliony głodnych mieszkańców komunistycznej Korei. I jest jeszcze jeden problem. Króliki potrzebują trawy. A, jak pokazały filmy, przemycone z Korei, to mieszkańcy są tak tam głodni, że sami jedzą trawę.