A to może być dowód, że szykują się do ataku na Iran. Jeśli uderzą, to zapewne z powietrza. W drodze na Bliski Wschód jest już drugi amerykański lotniskowiec.

Coraz głośniej jest także o przewinieniach Iranu. Amerykanie oskarżają Teheran o wspomaganie bojówkarzy w Iraku oraz o destabilizowanie sytuacji na całym Bliskim Wschodzie. Przedwczoraj George W. Bush ostrzegł, że USA odpowie odwetem, jeśli Iran nie powstrzyma ataków organizowanych przez siebie w Iraku.

W dodatku, mimo nakazów ONZ, Teheran nie wstrzymuje swojego programu atomowego. A według analityków, materiał radioaktywny, który przygotowują, nie jest potrzebny temu krajowi jako źródło energii, a do produkcji broni jądrowej. Jeśli Teheran ją zdobędzie, stanie się bardzo groźny dla cywilizowanego świata. A jak twierdzą eksperci, Iran już za 2-3 lata może mieć 30, a nawet 50 pocisków.

Jeśli więc Amerykanie chcą zatrzymać ten kraj w pędzie po wszechwładzę, atak jest bardzo prawdopodobny. "Gdyby USA zaatakowały, przypuszczalnie byłaby to kilkudniowa akcja prowadzona z powietrza" - przewiduje analityk wojenny CNN pułkownik Sam Gardiner z amerykańskich Sił Powietrznych. Mało prawdopodobny jest natomiast atak z użyciem wojsk lądowych. USA z pewnością chciałyby zniszczyć obiekty, w których wytwarzane są materiały radioaktywne. Zburzenie reaktorów zatrzymałoby bowiem proces produkcji broni atomowej na lata.

Co zrobiłby Iran w odwecie? Według Gardinera, ten zapewne wzmocniłby swoje ataki poprzez irackich bojówkarzy. A być może sam odpowiedział ogniem swoich rakiet. Teheran posiada broń chemiczną i biologiczną oraz pociski, które potrafią taki ładunek dostarczyć w wiele miejsc na świecie. Dodatkowo Iran może zakłócić dostawy ropy z Zatoki Perskiej. Te działania mogłyby podnieść cenę ropy do ponad 100 dolarów za baryłkę - obecnie cena jest prawie dwukrotnie niższa.

Sytuacja jest na tyle poważna, że amerykańscy senatorowie - zarówno Demokraci, jak i Republikanie - ostrzegli Busha przed wpętaniem się w kolejną wojnę. "Trzeba dogadać się drogami dyplomatycznymi" - mówią politycy.