Wielkie płomienie na rynku, tłum gapiów wygrażający bezbożnicy i krzycząca wniebogłosy kobieta, którą pochłaniał szalejący ogień - tak mogła wyglądać śmierć prababki Lenina. Bo tak właśnie w osiemnastym wieku ginęły czarownice.

Günter Krause wiele lat spędził na poszukiwaniu śladów przodków Lenina. Przeczesał dziesiątki półek archiwalnych. Dotarł aż do średniowiecza. Ustalił tysiące nazwisk ludzi należących do rodziny, z której wywodził się Włodzimierz Ilicz.

Poza duchownymi, kupcami, a nawet przywódcami Ligi Hanzeatyckiej (handlowego związku miast leżących w Europie Północnej), wśród przodków Lenina była też postać, którą przywódca bolszewików raczej nie mógłby się pochwalić. Mowa o kobiecie, którą Święta Inkwizycja ogłosiła wiedźmą i skazała na śmierć na stosie.

Niemiecki psycholog swoją wiedzą chciał się podzielić z Olgą Ulianową, krewną Lenina. Ta jednak najpierw w ogóle nie chciała z nim rozmawiać. A gdy wysłał jej pocztą kopie dokumentów archiwalnych, ta odesłała je z dopiskiem: "Nie chcę pana znać!".

Z odkrycia niemieckiego badacza cieszy się za to Olga Szalewa, pracownik naukowy ulianowskiego domu-muzeum Lenina. "Wartość znalezisk pana Krause jest tym większa, że wszystko ma swoje potwierdzenie w dokumentach" - podkreśla Szalewa.