Dziś jego prace zdobią ściany jednej z nowojorskich galerii. Kolorowe, optymistyczne obrazki. Ale prawda jest taka, że powstały w stolicy Iraku tuż po tym, gdy wybuchła tam krwawa, wyniszczająca wojna. Pasha malował tym, co akurat miał pod ręką. Głównie kredkami świecowymi. Nie wiedział wtedy nawet, czy w ogóle przeżyje. Nie zastanawiał się, czy uda mu się uciec z irackiego piekła.
Gdy Amerykanie przejęli Bagdad, Esam Pasha namalował wielki, mieniący się kolorami obraz na murze. Dokładnie w miejscu, w którym kiedyś był portret dyktatora Saddama Husajna. Potem został zatrudniony jako tłumacz w amerykańskim plutonie. Jego były dowódca nie ma dziś wątpliwości: żołnierze z tego plutonu zawdzięczają artyście życie. Ale są i tacy, którzy myślą inaczej. Irakijczycy, którzy od zawsze byli po stronie Saddama, zwyczajnie uważają Pashę za zdrajcę.
Teraz artysta jest w USA. Jeśli wróci do Iraku, czeka go zemsta i pewna śmierć. Mimo to nie opuszcza go poczucie humoru. "Jeśli przeżyjesz w Iraku, przeżyjesz wszędzie" - żartuje w rozmowie z reporterem CNN. Do Stanów Zjednoczonych przybył dzięki wizie z pozwoleniem na tymczasową pracę. Rok temu złożył wniosek o prawo do stałego pobytu. I nie traci nadziei, że stan Connecticut, w którym teraz mieszka, stanie się jego domem na zawsze.