Na zebranie tych pieniędzy władze Ukrainy mają czas do godz. 17 (16 czasu polskiego) - głosi list, który według źródeł milicyjnych znaleziono w kopercie w jednym z miejsc, gdzie wcześniej nastąpiły eksplozje.
"Jesteśmy grupą osób, które nie posiadają rodzin i nie mają nic do stracenia. Ta władza nas wykończyła. Domagamy się 4,2 mln euro w banknotach po 500 euro, w przeciwnym razie dojdzie do kolejnych pięciu wybuchów" - napisali organizatorzy zamachów w liście, cytowanym w ukraińskich mediach z powołaniem na informatorów milicyjnych.
Domniemani terroryści oświadczyli jednocześnie, że podłożyli pięć ładunków wybuchowych w miejscach dużych skupisk ludzkich. Oznajmili też, że poranne eksplozje miały dowieść, iż ich ostrzeżenia są poważne.
Serhij Lowoczkin, szef administracji prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, wykluczył w rozmowie z dziennikarzami, by wydarzenia w Makiejewce miały podłoże polityczne.
Przyznał przy tym, że z podobną sytuacją ukraińskie władze stykają się po raz pierwszy.
Dwa wybuchy, do których doszło w 400-tysięcznej Makiejewce w obwodzie donieckim, nastąpiły w czwartek wczesnym rankiem. W wyniku eksplozji nikt nie ucierpiał.
Ładunki wybuchowe podłożono w siedzibie przedsiębiorstwa górniczego "Makijiwwuhilla", w którym uszkodzone są ściany zewnętrzne i wybite szyby. Do drugiego wybuchu doszło w centrum handlowym "Golden Plaza".
Wcześniej media przypuszczały, że wydarzenia w Makiejewce mogą być wynikiem konfliktu w środowiskach biznesowych tego miasta.