Tuż przed starciami opozycja zgodziła się rozpocząć negocjacje z prezydentem Alim Abd Allahem Salahem, któremu zależny na tym, by uniknąć rewolucji w stylu egipskim w kraju, który jest jednym z sojuszników USA w walce z Al-Kaidą.

Reklama

"Mieszkańcy Jemenu chcą upadku reżimu", "Rewolucja w Jemenie po rewolucji w Egipcie" - krzyczeli demonstranci. W manifestacji uczestniczyło według różnych źródeł od tysiąca do 2 tys. ludzi, w tym wielu studentów. Kilkadziesiąt osób odłączyło się i ruszyło w stronę pałacu prezydenckiego.

Sporadyczne dotychczas antyrządowe protesty w Jemenie nabierają tempa. W tym miesiącu dziesiątki tysięcy ludzi wzięło udział w zorganizowanym przez opozycję i zainspirowanym wydarzeniami w Tunezji i Egipcie "Dniu Gniewu", domagając się zmiany rządu. W ostatnich dniach dochodziło do starć pomiędzy przeciwnikami i zwolennikami rządu.

Opozycja poinformowała, że w Taizz i Sanie, gdzie w sobotę policja rozbiła wcześniejsze manifestacje, aresztowano kilkadziesiąt osób. Według świadków w Sanie, gdzie policja użyła pałek, a demonstranci rzucali kamieniem, ranne zostały cztery osoby.

Salah, który jest u władzy od ponad 30 lat, zaniepokojony zamieszkami w świecie arabskim obiecał, że ustąpi ze swojego stanowiska z końcem kadencji w 2013 roku oraz że jego syn nie przejmie po nim władzy. Zaprosił też opozycję do rozmów.

"Opozycja nie odrzuca tego, co zawierało zaproszenie prezydenta, i jest gotowa podpisać porozumienie w ciągu nie więcej niż tygodnia" - zapowiedział były minister spraw zagranicznych Jemenu, obecnie w opozycji, Mohammed Basindwa. Zaznaczył, że w rozmowach powinni uczestniczyć obserwatorzy z państw Zachodnich bądź Zatoki Perskiej.

Salah wycofał się już w przeszłości z obietnicy ustąpienia z urzędu. Zdaniem analityków, na których powołuje się Reuters, jego ustępstwa mogą wynikać ze szczerych zamiarów, by wycofać się zachowując twarz, jednak może on również mieć nadzieję, że uda mu się przeczekać niepokoje, a następnie umocnić swoją pozycję.