"Po Mubaraku - Ali" - skandowali manifestanci w Sanie, porównując Salaha do prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka, który został obalony w piątek po blisko 30 latach rządów. "Lud domaga się upadku reżimu" - krzyczeli protestujący, powtarzając hasła egipskiej rewolty.

Reklama

Poniedziałkową manifestację, podobnie jak demonstracje w ostatnich dniach, zorganizowali studenci i - jak to określono - przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego. Wśród protestujących nie było opozycji parlamentarnej, która zdecydowała się podjąć dialog z prezydentem.

Z kolei w Taizz na południu Jemenu kilka tysięcy osób manifestowało przeciwko obecnym władzom. Według świadków, osiem osób zostało rannych podczas rozpędzania demonstracji przez siły bezpieczeństwa.

W niedzielę antyrządowi demonstranci starli się w Sanie z policją próbującą powstrzymać ich przed marszem w kierunku pałacu prezydenckiego. Tuż przed zamieszkami opozycja zgodziła się rozpocząć negocjacje z prezydentem, któremu zależy na tym, by uniknąć rewolty w stylu egipskim. Jemen jest jednym z sojuszników USA w walce z Al-Kaidą.

Prezydent Salah, który jest u władzy od 32 lat, obiecał, że ustąpi ze swojego stanowiska z końcem kadencji w 2013 roku, a jego syn nie przejmie po nim władzy. Zaprosił też opozycję do rozmów.

W przeszłości prezydent już wycofał się z obietnicy ustąpienia z urzędu. Zdaniem analityków, jego ostatnie ustępstwa mogą wynikać ze szczerych zamiarów wycofania się przy zachowaniu twarzy. Z drugiej strony prezydent może mieć jednak nadzieję, że uda mu się przeczekać niepokoje, a następnie umocnić swą pozycję.