Jak donosi dziennikarz Reutersa, starcia w stolicy wybuchły, gdy antyprezydenccy demonstranci próbowali przejść ze swego obozu na pobliską ulicę prowadzącą do obozu generała Alego Mohsena, który 21 marca przeszedł na stronę prodemokratycznego ruchu. Jego członkowie domagają się ustąpienia prezydenta Alego Abd Allaha Salaha, który od ponad 30 lat rządzi Jemenem.
Uczestnicy protestów starli się z uzbrojonymi mężczyznami oraz zwolennikami Salaha. Demonstrujący obrzucali ich kamieniami, a zwolennicy obecnego prezydenta otworzyli ogień. Według korespondenta Reutera, nie jest jasne, która strona wywołała zamieszki.
Z kolei według jemeńskiego ministerstwo obrony, starcia wybuchły, gdy grupa członków plemienia wspierającego Salaha udała się do kwatery generała Mohsena, by przeprowadzić negocjacje.
Protestujący i oddziały Mohsena, będącego dowódcą 1. dywizji pancernej, zaatakowali członków plemienia. Doszło do wymiany ognia - poinformował resort obrony.
Tymczasem na południowym zachodzie kraju, w mieście Taizz, setki członków sił bezpieczeństwa i uzbrojonych mężczyzn znowu zaatakowało tłum protestujących. W odpowiedzi demonstrujący obrzucili siły bezpieczeństwa kamieniami - informują mieszkańcy.
Telewizja Al-Dżazira donosiła, że rannych zostały setki uczestników protestów w Taizzie. Według lekarzy, na których powołuje się Reuters, pobitych i rannych od kul jest ok. 30 osób. Łączenie lekkie obrażenia odniosło 300 ludzi, większość na skutek wdychania gazu łzawiącego.
W poniedziałek wojsko i policja zastrzeliły w Taizzie 17 osób.
Obecna fala protestów w Jemenie została zainspirowana podobnymi wystąpieniami m.in. w Tunezji i Egipcie, które doprowadziły do ustąpienia przywódców tych krajów: Zina el-Abidina Ben Alego i Hosniego Mubaraka.