Łucenko podjął decyzję o rozpoczęciu głodówki dzień wcześniej, kiedy Sąd Apelacyjny w Kijowie przedłużył jego aresztowanie do 27 maja. Sąd argumentował, że były minister musi pozostać w areszcie do czasu, gdy jego adwokaci i inne osoby, którym postawiono zarzuty w jego sprawie, zapoznają się ze wszystkimi materiałami śledztwa.

Reklama

"Nie mam innego wyjścia, jak ogłosić głodówkę w proteście przeciwko swawoli ukraińskich sądów. Jeśli będą mnie więzić, by inni czytali materiały mojej sprawy, to oznacza, że potem będą mnie trzymać w więzieniu, żebym przychodził na rozprawy sądowe, następnie, bym czekał na apelację, a potem na rozprawę w Sądzie Najwyższym. To oznacza, że będę więziony wiecznie!" - mówił Łucenko w sądzie w czwartek.

Prokuratura zarzuca Łucence nadużycia podczas sprawowania urzędu. Chodzi o to, że będąc szefem MSW przyznał swemu kierowcy dodatek emerytalny w wysokości 40 tys. hrywien (ok. 15 tys. złotych), za co grozi nawet osiem lat więzienia.

Łucenko uważa, że działania sądu i prokuratury wobec niego mają podtekst polityczny i są wyrazem zwalczania opozycji przez ekipę prezydenta Wiktora Janukowycza.

Łucenko był jednym z bohaterów pomarańczowej rewolucji 2004 roku. Były to masowe protesty wywołane fałszerstwami wyborczymi, których dopuszczał się obóz Janukowycza, będącego wówczas kandydatem na prezydenta z ramienia władz.

Wskutek protestów sfałszowana druga tura wyborów prezydenckich została powtórzona, a ostateczne zwycięstwo odniósł ówczesny kandydat opozycji Wiktor Juszczenko.

Niektórzy ukraińscy eksperci oceniają, że aresztowanie Łucenki może być zemstą za aresztowanie w 2005 roku obecnego wicepremiera Borysa Kołesnikowa. Szefem MSW był wówczas Łucenko.

Reklama

Kołesnikow został wtedy zatrzymany w związku ze śledztwem w sprawie próby naruszenia integralności terytorialnej Ukrainy. W listopadzie 2004 roku, jako zwolennik i współpracownik Janukowycza, był on uczestnikiem zjazdu w Siewierodoniecku, na wschodzie Ukrainy, na którym domagano się autonomii dla wschodnich obwodów kraju.

Następnie Kołesnikow usłyszał zarzut "szantażowania osób trzecich groźbami utraty życia, w celu zdobycia cudzej własności", czyli udziałów w jednym z centrów handlowych w Doniecku. Spędził wówczas w areszcie sześć miesięcy.

Łucenko pracował w rządzie byłej premier Julii Tymoszenko, która najgłośniej krytykuje działania prezydenta Janukowycza, twierdząc, że jego obóz prześladuje opozycję. O represjach mają świadczyć - jej zdaniem - śledztwa toczone przeciwko niej samej, a także zatrzymania jej współpracowników.