"Wstępne zewnętrzne dane sugerują, że błąd pilota był wyraźny: w złych warunkach pogodowych pilot gwałtownie skręcił w prawo i we mgle do ostatniej chwili wzrokowo poszukiwał pasa startowego, którego nie znalazł" - oświadczył Iwanow we Francji, w czasie wspólnej wizyty z premierem Władimirem Putinem.

Reklama

Iwanow, który nadzoruje lotnictwo w Rosji, ocenił, że katastrofa rosyjskiej maszyny, która wydarzyła się podczas próby lądowania, przy złej widoczności, przypomina katastrofę pod Smoleńskiem, w której w kwietniu 2010 roku zginął polski prezydent Lech Kaczyński.

Na pokładzie rosyjskiego Tu-134 prywatnego towarzystwa RusAir, który leciał z Moskwy do Pietrozawodska, stolicy Karelii, znajdowały się 52 osoby, w tym dziewięciu członków załogi. Zginęły 44 osoby, a osiem jest rannych - informowało rosyjskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych.

Iwanow dodał w Paryżu, że władze Karelii wyasygnowały materialną pomoc dla rodzin ofiar katastrofy - po milionie rubli (prawie 100 tys. złotych). Pozostałą pomoc, czyli po dwa miliony rubli, mają zapewnić linie lotnicze.

Samolotem podróżowało czterech obcokrajowców: Szwed, Holender i dwóch Ukraińców, a także czteroosobowa rodzina, której członkowie mieli podwójne obywatelstwo rosyjskie i amerykańskie. MSZ Rosji podało później, że wśród pasażerów był również mężczyzna z podwójnym obywatelstwem rosyjskim i niemieckim.

Tu-134 rozbił się w poniedziałek o godz. 23.40 czasu lokalnego (godz. 21.40 czasu polskiego). Samolot rozpadł się na wiele części zanim wybuchł pożar. Przyczyny wypadku nie są znane, rosyjskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych poinformowało jednak, że warunki meteorologiczne były bardzo złe.