Pascal Cuttat, który stał na czele misji MKCK w Pakistanie, powiedział w poniedziałek w Genewie, że "przemoc, odkąd zabito bin Ladena, wzrosła znacząco i rozszerza się na tereny miejskie", obejmując duże ośrodki, jak Peszawar i Karaczi. Od tego czasu wyraźnie wzrosła liczba zabitych, rannych i okaleczonych.
Przybywa ich "do naszych ośrodków medycznych i ortopedycznych coraz więcej, o wiele więcej, niż widywaliśmy przez wiele lat" - powiedział Cuttat dziennikarzom. "Całościowo, krzywa przemocy rośnie, a związek czasowy jest wyraźny" - dodał.
Przywódca Al-Kaidy został zabity przez amerykańskich komandosów 2 maja w pakistańskim Abbotabadzie. Od tego czasu trudniej jest działać w Pakistanie organizacjom pomocowym - ocenił Cuttat.
Według niego zwielokrotniły się biurokratyczne przeszkody w uzyskaniu zezwoleń i wiz w związku z wyraźnym wzrostem przemocy i antyzachodnich nastrojów i na każdym kroku członkowie organizacji humanitarnych napotykają przeszkody biurokratyczne i spotykają z podejrzeniami.
Cuttat, który przez trzy lata nadzorował operacje pomocowe w Pakistanie, zastrzegł, że pracownikom organizacji humanitarnych jest trudno, ale nie przeszkadza się im w udzielaniu pomocy ofiarom powodzi i konfliktów zbrojnych.
Zaznaczył, że organizacje pomocowe mogą poruszać się w Pakistanie jedynie na określonych obszarach.
Powiedział też, że jeszcze do tej pory nie uporano się ze skutkami zeszłorocznych powodzi w porze monsunów. Podał, że Czerwony Krzyż koncentruje się na zapewnieniu pomocy 250 tysiącom uchodźców, którzy w zeszłym roku uciekli przed walkami.
Wyraził żal, że personel Czerwonego Krzyża, liczący w Pakistanie 1300 pakistańskich i około 130 zagranicznych pracowników, nie może uzyskać większego dostępu do tysięcy pakistańskich więźniów i zatrzymanych.