Liczbę uczestników protestu trudno określić, bo w tłumie, który zebrał się na rogu Prospektu Niepodległości i ulicy Lenina, było wielu milicjantów w cywilu i liczni dziennikarze.
Zgromadzeni kilkakrotnie klaskali, aby zademonstrować sprzeciw wobec polityki władz, ostatnie oklaski tuż przed godziną 20 (19 czasu polskiego) trwały bez przerwy przez kilka minut. Potem uczestnicy trwającego około godziny protestu się rozeszli.
"Jeśli ludzie na Białorusi się nie obudzą, to nic się nie zmieni" - powiedział PAP młody uczestnik protestu. Wyjaśnił, że uważa sytuację w kraju za opłakaną, ale jego zdaniem nie można jej zmienić z zewnątrz, np. sankcjami. Ocenił, że protest przebiega łagodnie, czyli bez zatrzymań, bo władze "potrzebują kredytu" z Zachodu.
Na początku września białoruska grupa opozycyjna Rewolucja Poprzez Sieci Społeczne zapowiedziała powrót milczących protestów na 21 września.
Milczące protesty, których uczestnicy umawiali się poprzez internet, odbywały się na Białorusi w czerwcu i lipcu co środę. Ich uczestnicy przychodzili wieczorem na centralne place swoich miast. Sygnałem protestu przeciw polityce władz było wspólne klaskanie, czasami tupanie. Nie wznoszono żadnych haseł, nie nawiązywano do zabronionej opozycyjnej symboliki narodowej. Z czasem milicja zaczęła zatrzymywać, często w sposób brutalny, uczestników tych akcji, a sądy skazywały ich na areszt administracyjny.
Z Mińska Anna Wróbel (PAP)