Według NASA, satelita przeleciał wcześniej nad Afryką oraz oceanami: Spokojnym, Atlantyckim i Indyjskim.
Satelita wyniesiony na orbitę w 1991 roku ważył sześć ton i był wielkości autobusu. Jednak podczas wejścia w ziemską atmosferę rozpadł na około 100 kawałków, z których zdecydowana większość spłonęła jeszcze w warstwach ziemskiej atmosfery.
Według informacji przekazanych przez użytkowników Twittera szczątki spadły w pobliżu Okotoks, miasta położonego na południe od Calgary w zachodniej Kanadzie.
Zdaniem ekspertów, zagrożenie dla ludzi było niewielkie. "Większe jest prawdopodobieństwo, że trafi nas piorun niż kawałek kosmicznego złomu" - powiedział profesor Heiner Klinkrad z Europejskiej Agencji Kosmicznej Esa. NASA twierdzi, że zagrożenie to wynosi 1 do 3200. Do Ziemi miało dotrzeć około 20 fragmentów satelity. Największe mogły jednak ważyć ponad 100 kg.
Włosi obawiali się, że szczątki amerykańskiego satelity spadną właśnie na ich terytorium. NASA potwierdziła, że ten kosmiczny złom będzie przelatywał nad Europą, także środkową. Rosyjscy specjaliści prognozowali natomiast, że szczątki satelity runą do Oceanu Indyjskiego.