Żołnierze ostrzelali mój dom, potem weszli do środka. Udawałem martwego, by przeżyć. Kule roztrzaskały czaszkę mamy, brata postrzelono w pierś i głowę. Nie żyje też moja siostra - opowiada agencji Reutersa Agha z wioski przy amerykańskiej bazie, gdzie zginęły ofiary - pisze gazeta.pl. Afgańczyk mówi dziennikarzom, że Amerykanie oblali trupy chemikaliami i podpalili. O tym, że żołnierzy było kilku, mówią też inni świadkowie masakry. Twierdzą, że wszyscy byli pijani i śmiali się, gdy strzelali do ludzi.
Śledczy afgańscy i amerykańscy nie potwierdzają relacji świadków. Oficjalna wersja mówi o jednym mordercy. Zdaniem telewizji Fox News to 30-letni sierżant, który służył w oddziale wspierającym Zielone Berety i Navy Seals. Został już zatrzymany.
Tymczasem eksperci twierdzą, że to zdarzenie całkowicie zniszczyło amerykańskie osiągnięcia w Afganistanie. To śmiertelny cios dla amerykańskiej operacji w Afganistanie. Zaufanie, które zdobyliśmy, zostało najpierw naruszone przez spalenie Koranu, teraz zostało całkowicie zniszczone - tłumaczy telewizji Fox News David Cortright z Instytutu Notre Dame's Kroc dla Studiów o Międzynarodowym Pokoju.