"Przyjąłem to zadanie (...) bez iluzji. Wiem jak jest ono trudne, prawie niemożliwe. Nie mogę powiedzieć, że niemożliwe. Jest prawie niemożliwe" - podkreślił Brahimi.
Ten były minister spraw zagranicznych Algierii i szef misji pokojowych w wielu krajach, przyznał, że obawia się ciężaru odpowiedzialności i pytań, co zrobi w sytuacji, gdy w Syrii ciągle giną ludzie. "A robimy niewiele. To samo w sobie jest straszną odpowiedzialnością" - powiedział.
Brahimi podkreślił w wywiadzie, że na razie nie wie jak rozwiązać problem, który doprowadził do fiaska misji poprzedniego wysłannika Kofiego Annana. Annan nie był w stanie poradzić sobie z sytuacją, gdy z jednej strony jest nieprzejednany i eskalujący przemoc reżim Baszara el-Asada, a z drugiej sparaliżowana Rada Bezpieczeństwa ONZ, gdzie Chiny i Rosja blokują rezolucje mające na celu wzmożenie nacisków na Damaszek.
Zapowiedział, że chciałby utrzymać sześciopunktowy plan pokojowy Annana, oceniany przez wielu jako już nieaktualny. Dodał, że ma własne pomysły, ale nie ma jeszcze swego planu.
Algierczyk podkreślił, że zmiany w Syrii są konieczne i pilne, jednak odmówił odpowiedzi na pytanie, czy prezydent Asad powinien ustąpić, czego domaga się syryjska opozycja i zachodni przywódcy. To nie mogą być kosmetyczne zmiany. Będzie nowy porządek, lecz nie wiem, kto będzie rządził. O tym zdecydują sami Syryjczycy - podkreślił Brahimi.
Przypomniał jednocześnie, że zamierza się dystansować od rebeliantów, którzy krytykują go za ostrożną postawę. Pamiętajcie, że nie przyłączam się do waszego ruchu. Działam z ramienia dwóch organizacji: ONZ i Ligi Arabskiej i nie mówię tym samym językiem, co wy - dodał.
Brahimi zastąpił w sobotę poprzedniego specjalnego wysłannika ONZ i Ligi Arabskiej ds. Syrii, byłego sekretarza generalnego ONZ, Kofiego Annana.
Syryjski konflikt wewnętrzny trwa od marca 2011 roku. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, z siedzibą w Londynie, w sierpniu bieżącego roku zginęło 5440 osób, w tym ok. 4100 cywilów. Obserwatorium szacuje ponadto, że od wybuchu konfliktu zginęło ponad 26 tys. ludzi, w tym ponad 18,5 tys. cywilów.