Syryjska armia od kilku godzin ponownie bombarduje pozycje rebeliantów w stolicy kraju, Damaszku. Wszystko to dzieje się w czasie, gdy władze Syrii zgadzają się na rosyjską propozycję, by oddać cały arsenał broni chemicznej w ręce społeczności międzynarodowej. Potwierdził to właśnie syryjski premier. Syryjscy aktywiści są rozczarowani, a zwolennicy Baszara al-Asada mówią, że cały czas są gotowi odeprzeć amerykański atak.
Jak informują syryjscy aktywiści, samoloty bombardują teraz zarówno niektóre dzielnice w Damaszku jak i miejsca na obrzeżach syryjskiej stolicy. Pociski spadają na miejsca zajęte przez rebeliantów.
Jak informuje z sąsiedniego Bejrutu specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, mieszkańcy Damaszku, w sporej części popierający Baszara al-Asada nie wykluczają, że mimo trwających zabiegów dyplomatycznych, Stany Zjednoczone będą chciały zaatakować.
Oni chcą zaatakować kraj pod pretekstem tych kłamstw o broni chemicznej. Chcą naszej okupacji, ale my się nie damy. Jesteśmy gotowi na ten atak - mówi jeden z Syryjczyków. Wzywamy polityków, aby posłuchali Amerykanów, bo oni nie chcą tego ataku. Wzywamy Amerykanów, by przeciwstawili się tym planom - dodaje inny. Obama nie zdobędzie poparcia Kongresu. Cała sprawa na pewno rozstrzygnie się w ONZ - przewiduje inny mieszkaniec Damaszku.
Z kolei syryjscy aktywiści mówią o rozczarowaniu postawą Stanów Zjednoczonych. Większość grup opozycyjnych chciała amerykańskiego ataku, bo miała nadzieję, że interwencja zakończy się obaleniem Baszara al-Asada. Syryjska wojna kosztowała dotąd życie co najmniej stu tysięcy osób i wygnała z kraju co najmniej 2 miliony Syryjczyków.