Zgodnie z rezolucją Syria nie może używać, produkować, przechowywać i pozyskiwać broni chemicznej. Obecny arsenał tej broni ma zostać zniszczony do połowy przyszłego roku.
W razie naruszenia tych zapisów Damaszkowi będą więc grozić konsekwencje na podstawie Rozdziału VII Karty Narodów Zjednoczonych. Choć nie są one automatyczne to mogą obejmować sankcje ekonomiczne a nawet akcję militarną.
Sekretarz Generalny ONZ określił decyzję Rady mianem historycznej. Ban Ki-moon oświadczył, że społeczność międzynarodowa stanęła na wysokości zadania. Wezwał też władze Syrii, aby bez zbędnej zwłoki wykonały nałożony przez ONZ obowiązek. Sekretarz generalny organizacji poinformował również, że w połowie listopada planowane jest zorganizowanie w Genewie konferencji dotyczącej konfliktu w Syrii.
Po przyjęciu rezolucji amerykański sekretarz stanu John Kerry ostrzegł reżim w Damaszku przed "konsekwencjami", jeśli ten nie dostosuje się do postanowień rezolucji. - Rada Bezpieczeństwa pokazała, że kiedy dla dobra wspólnego odłożymy politykę na bok, jesteśmy w stanie robić wielkie rzeczy - zaznaczył Kerry.
Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow, który również wyraził zadowolenie z przyjęcia rezolucji, podkreślił, że odnosi się ona w równym stopniu do władz w Damaszku, jak i do syryjskiej opozycji. Dodał, że Rada podejmie działania, ale "współmierne do naruszeń, które będą musiały być w stu procentach udowodnione".
Z kolei ambasador Syrii przy ONZ Baszar Dżafari mówił, że w rezolucji znajduje się niemal wszystko czego oczekiwały władze w Damaszku. Podkreślił zarazem, że do jej postanowień, powinny zastosować się również kraje, które - jak zaznaczył - wspierają syryjską opozycję, czyli Turcja, Arabia Saudyjska, Katar, Francja i Stany Zjednoczone.
Rezolucja potępia użycie w sierpniu broni chemicznej niedaleko Damaszku. Nie wskazuje jednak, która strona ponosi odpowiedzialność za atak.