Nie nauczę ludzi, jak się bić na ulicy. Będzie dobrze, jeśli w razie czego zdołają uciec z miejsca zagrożenia – tłumaczy nam instruktor samoobrony Maksym Muzyka. Gdy władze mobilizują dresiarzy do polowania na antyrządowych manifestantów, ci sami się uczą, jak się przed nimi obronić.
– Im lepszy sportowiec, tym łatwiej traci zdrowy rozsądek. Sam, mimo że japońskie sztuki walki trenuję od 20 lat, gdy przyszło co do czego, złapałem za nóż napastnika, zamiast zastosować chwyt, którego uczę na co dzień – opowiada. Dlatego największy nacisk kładzie na ćwiczenia wzmacniające, ułatwiające ucieczkę. Muzyka pokazuje też, jak wybić pistolet z rąk napastnika czy uniknąć stratowania w razie upadku w tłumie.
W dwupiętrowym budynku przy ul. Żylanskiej w centrum Kijowa trenuje 25 osób. Pełen przekrój społeczny: są drobniutkie dziewczęta, wysocy faceci w kurtkach moro każdą noc spędzający na barykadach Euromajdanu, starsze od nich o pokolenie panie z brzuszkami. A wśród nich młodzi przedsiębiorcy, Ołeh z Kijowa i jego dziewczyna Wałentyna, rodem z Doniecka. – Na przyjście namówiła mnie Wala. Jesteśmy tu drugi raz, ale zamierzamy przychodzić pięć razy w tygodniu – zapewnia nas Ołeh.
Wszyscy przyszli na bezpłatny kurs, który Muzyka wymyślił w grudniu, gdy kilku mężczyzn skatowało opozycyjną dziennikarkę Tetianę Czornowoł. Drobni chuligani polujący na przeciwników obecnej władzy to stosunkowo nowe zjawisko. Zwani tituszkami, od nazwiska sportowca Wadyma Tituszki, który w maju przed światłami kamer rzucił się na dziennikarzy, stanowią postrach wszystkich aktywistów.
– Kilka dni temu sam uratowałem dwóch chłopaków, którzy byli na tyle nieostrożni, by wracać z Majdanu z przypiętymi flagami narodowymi – opowiada Muzyka, z zawodu importer sprzętu medycznego. Tituszki wyciągnęli ich z McDonalda w samym centrum stolicy. Jednego z nich zabrali na najbliższe podwórko. Dogodne miejsce do bicia: knajpa z nieprzejrzystymi oknami, jakieś śmietniki. – Nie musiałem używać siły. Tacy ludzie, jeśli się nie okaże strachu, łatwo tracą rezon – relacjonuje Maksym.
Nieoficjalnie wiadomo, że milicjanci sami dają znać drobnym rzezimieszkom, że mają wolną rękę do hop-stopu, jak na Ukrainie nazywa się rozboje, często połączone z pobiciem ofiary. Na Facebooku pojawiają się ostrzeżenia, np. przed tituszkami obwąchującymi ludzi wychodzących z metra. Od kogo czuć dym palonej sosny, ten niewątpliwie przebywał na Majdanie. I ma problem. Kijowianie tworzą więc własne straże obywatelskie, wykorzystując prawo pozwalające rejestrować podobne inicjatywy na milicji. W kilka osób chodzą wieczorami po kijowskich osiedlach, pilnując, by dresiarze zanadto się nie rozochocili.
– Najłatwiej patrolować samochodem. Sama przyjemność: bierzesz znajomych, włączasz muzykę. Skoro milicja nie potrafi nas ochronić, musimy chronić się sami – mówi Maksym. Prawo dotyczące patroli obywatelskich wykorzystuje również władza. W Charkowie rządzonym twardą ręką przez uznawanego za sponsora tituszek Hennadija Kernesa powstał ruch Twierdza grupujący młodych, wygolonych mężczyzn, chętnych do obrony władzy przed opozycją.
– Zgodnie z kodeksem karnym osoba, która zatrzymała przestępcę, nie ponosi odpowiedzialności za lekkie uszkodzenia ciała. Chcę, żeby ci przestępcy (mowa o majdanowcach – red.) rozumieli, że mogę im złamać nogę i nikt mi nic nie zrobi – mówił portalowi Lenta.ru szef Twierdzy Jewhen Żylin. – Powiem więcej: jeśli ktoś zacznie machać pałką, prawo pozwala mi go zabić. Odpowiedzialność karna jest żadna, najwyżej trzy lata – dodawał. Przed takimi ludźmi najlepiej uciec, zamiast wdawać się w przepychanki. Maksym Muzyka wie, co robi.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Miasto-państwo Majdan gotowe na atak. REPORTAŻ >>>