Groźba secesji Krymu rzeczywiście istnieje. - Nowe władze powinny zwracać szczególną uwagę, jak ich działania zostaną odebrane na wschodzie i południu kraju -
mówi IAR mieszkaniec Krymu i dziennikarz Aleksandr Jankowski. Jego zdaniem wielu rosyjskojęzycznych mieszkańców Krymu po prostu nie odnalazło się w projekcie o nazwie Ukraina'.
Niezależny dziennikarz jest przekonany, że zagrożenie separatyzmem na Krymie rzeczywiście istnieje w kilku miastach, na przykład w Sewastopolu i w Kerczu. - Wielu mieszkańców Krymu uważa Rosję za swoją ojczyznę. Sytuacja ekonomiczna na Ukrainie jest nie za dobra - w Rosji jest znacznie lepiej i dlatego wielu mieszkańców spogląda w stronę Rosji dodaje Jankowski.
Według dziennikarza, wiele zależy teraz od działania władz centralnych. - Deputowani, którzy teraz przejęli władzę w Kijowie powinni myśleć o każdym kroku, jaki podejmują, o tym, jak ich działania zostaną odebrane przez mieszkańców na wschodzie i południu Ukrainy i właśnie na Krymie. Jankowski zaznacza, że osobiście wspiera nowe władze, demokratyczną opozycję, która przejęła władzę, ale jednocześnie prosi, by uważnie i mądrze rozwiązywać problemy, które mogą wzmagać dążenia separatystyczne.
Aleksandr Jankowski mówi, że na Krymie czuje się narastające napięcie. W niedzielę w Symferopolu były zorganizowane dwie demonstracje. Na jednej zebrali się ludzie, którzy zapisali pięćset osób do oddziałów rosyjskiej samoobrony. Na drugiej zebrali się krymscy Tatarzy i ci, którzy popierają kijowski euromajdan. Tam było pięć, może siedem tysięcy osób. Dlatego jest nerwowa atmosfera. Szczególnie daje się ją odczuć w Sewastopolu - mówi.
W autonomicznej, choć należącej do Ukrainy, Republice Krymskiej, Rosjanie stanowią dwie trzecie ludności. W Sewastopolu na Krymie stacjonuje rosyjska Flota Czarnomorska.