Czy Wileńszczyzna nie stanie się litewskim Krymem? - zastanawiają się politycy na Litwie. Andrius Kubilius - były premier, a obecnie lider sejmowej opozycji - uważa, że Rosja dąży do wykorzystania problematyki Wileńszczyzny do realizacji swoich celów. O takim zagrożeniu napisał niedawno Departament Bezpieczeństwa Państwa.
W swym raporcie resort bezpieczeństwa zaznacza między innymi, że działalność niektórych liderów na Wileńszczyżnie i ich żądania odpowiadają celom rosyjskiej polityki.
Ambasada Rosji w Wilnie wyjątkowo aktywnie popiera przed każdymi wyborami jednoczenie się partii o podłożu etnicznym. Kubilius dodał, że chociaż w raporcie Departamentu Bezpieczeństwa Państwa nie wymienia się konkretnych nazwisk, to jednak - jego zdaniem - lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, europoseł Waldemar Tomaszewski krytykując nowy rząd na Ukrainie odzwierciedla stanowisko nie Wilna czy Warszawy, ale Moskwy. Tomaszewski oświadczył na konferencji prasowej, że nowa władza na Ukrainie jest w rękach niebezpiecznych nacjonalistów i prawie faszystów. Zdaniem Kubiliusa, na takie wystąpienia Tomaszewskiego powinno zareagować polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Z kolei poseł liberał Remigijus Szimaszius uważa, że w kontekście wydarzeń na Ukrainie litewskie władze powinny rozwiązać problemy swoich mniejszości narodowych. Musimy zrobić wszystko, by Rosja nie mogła wykorzystać napiętych relacji i niezadowolenia mniejszości polskiej do destabilizacji sytuacji na Litwie - oświadczył były minister sprawiedliwości w wywiadzie dla polskiego radia w Wilnie "Znad Wilii". Polacy na Litwie od wielu lat walczą m.in. o prawo do podwójnego nazewnictwa ulic i miejscowości i o prawo do pisania swych imion i nazwisk po polsku.