Do tragedii doszło niedaleko stacji "Słowiański bulwar". Pędzący 70 kilometrów na godzinę pociąg gwałtownie zahamował i trzy wagony wypadły z szyn. Pierwszy z nich został tak poważnie uszkodzony, że pasażerowie mieli kłopoty, aby z niego wyjść.
Eksperci wstępnie twierdzą, że na linii "Arbatsko - Pokrowskiej" nastąpił gwałtowny spadek napięcia, co spowodowało uruchomienie hamulców awaryjnych podziemnego pociągu. W wyniku gwałtownej utraty prędkości, najpierw jeden wagon częściowo wypadł z torów, a później kolejne dwa.
Musieliśmy wyłamywać drzwi i tłuc okna - opowiada dwudziestoletni mężczyzna. - Wyszedłem pierwszy. Jakoś ześlizgnąłem się na ziemię i pomagałem wydostać się innym. Widok był tragiczny, zakleszczone między blachami ciała i wszędzie krew - dodaje świadek tragedii.
Ratownicy byli na miejscu wypadku już po 17 minutach. Udało im się wyprowadzić z tunelu prawie 200 osób. Ciała ofiar i osoby ciężko ranne trzeba było wyciągać przy pomocy specjalistycznego sprzętu. Prokuratorzy badający przyczyny katastrofy twierdzą, że najprawdopodobniej doszło do krótkotrwałego spadku napięcia i w pociągu zadziałały awaryjne hamulce. Gwałtownie zatrzymane wagony wypadły z szyn.
Na miejscu zdarzenia pracują prokuratorzy Komitetu Śledczego, którzy sprawdzają między innymi, czy nie doszło do zamachu terrorystycznego, ale tej kwestii na razie nikt nie podnosi.