Ambasador Ibrahim Dabbaszi ostrzegł ONZ, że jeśli bojówki w Libii nie zostaną rozbrojone, to krajowi grozi wojna domowa na wielką skalę. Jego słowa potwierdził też wysłannik ONZ do Libii Tarek Mitri.



Reklama

W lipcu nacjonalistyczne bojówki z Zintan uzyskały większość w nowym parlamencie, ale islamiści z Misuraty nie uznali wyników wyborów. Zdominowany przez nich stary parlament odmówił podania się do dymisji, a w ostatnich dniach powołał nawet nowego premiera. Nowy parlament wraz z tymczasowym rządem uciekł do Tobruku, a po ciężkich walkach, islamiści przejęli kontrolę nad stolicą kraju, Trypolisem.



Teraz nacjonaliści barykadują się w Tobruku, a islamiści niszczą budynki, sieci energetyczne i lotnisko w Trypolisie. Dodatkowo w samym obozie nacjonalistów nastąpił rozłam, bo sześciu ministrów nowego rządu w Tobruku podało się do dymisji. W kraju panuje dwuwładza i chaos.



Coraz częściej pojawiają się również spekulacje o możliwej interwencji sąsiednich państw w Libii. Taką możliwość wykluczyła wprawdzie Tunezja, ale nie jest wykluczone, że uderzenie rozważa Algieria. Amerykanie poinformowali, że w ostatnich dniach wojska Egiptu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich przeprowadziły dwa nocne naloty na pozycje islamistów w Trypolisie.