Rządzący przez dwie kadencje Szwecją premier Fredrik Reinfeldt ma na koncie sporo sukcesów – dzięki wprowadzonym przez centroprawicową koalicję obniżkom podatków statystyczny Szwed zarabia dziś o blisko 30 proc. więcej niż przed ośmioma laty, a gospodarka nie tylko prawie bezboleśnie przeszła przez globalny kryzys, lecz także rozwija się w tempie, jakiego dawno nie notowała. Szwedzi, którzy w niedzielę będą wybierać nowy parlament, wolą jednak powrót do państwa opiekuńczego – nawet gdyby to miało oznaczać przywrócenie rekordowo wysokich podatków.
Wprawdzie według ostatniego sondażu przewaga kierowanej przez socjaldemokratów opozycji nad czteropartyjną koalicją rządową spadła do 4,5 pkt proc., czyli jest najmniejsza od prawie półtora roku (jeszcze miesiąc temu wynosiła 9,8 proc.), to na odwrócenie się sytuacji prawdopodobnie już nie starczy czasu i nowym szefem rządu zostanie Stefan Loevfen, były działacz związkowy, a obecnie lider socjaldemokracji, czyli partii, która zdominowała szwedzką politykę w ostatnich stu latach.
– W ciągu ostatnich ośmiu lat stworzyliśmy 250 tys. miejsc pracy, co jest osiągnięciem w porównaniu z innymi krajami, bo w tym samym czasie widzieliśmy spadek zatrudnienia w Danii i brak wzrostu zatrudnienia w Finlandii. Szwecja się wyróżnia, bo ma wysoki wzrost gospodarczy i porządek w finansach publicznych – chwalił się w wywiadzie dla "Financial Times" Reinfeldt.
Nie ma w tym przesady – według Komisji Europejskiej szwedzki PKB wzrośnie w tym roku o 2,8 proc. (średnia unijna to 1,6 proc.), deficyt budżetowy jest bliski zera, zaś dług publiczny oscyluje wokół 40 proc. PKB, czyli jest znacznie niższy od dopuszczalnego przez Brukselę poziomu 60 proc. Nic dziwnego, że Szwecja jest jednym z niewielu europejskich państw, które w oczach agencji ratingowych wciąż mają najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej, zaś w najgorszych momentach kryzysu zadłużeniowego w Unii inwestorzy traktowali ją jako bezpieczną przystań. Na dodatek dzięki obniżkom podatków dla przedsiębiorstw szwedzkie firmy, takie jak Volvo, IKEA czy H&M notują rekordowe zyski, zaś zmniejszenie o połowę stawki VAT na jedzenie w restauracjach dało pracę wielu młodym ludziom i przyczyniło się do boomu kulinarnego, jakiego w Sztokholmie jeszcze nie było.
Pewne odejście od państwa opiekuńczego – które na tle reszty świata nadal jest jednak bardzo opiekuńcze – ma jednak swoją cenę, a jest nią wzrost nierówności społecznych i spadek jakości usług. Nawet zwolennicy rządu byli zszokowani faktem, że szwedzcy uczniowie zanotowali w zeszłym roku największy spadek w sporządzanym przez OECD rankingu umiejętności PISA. Do tego doszły skandale w kilku prywatnych domach opieki nad osobami starszymi, których pensjonariusze byli przez cały dzień trzymani w zamknięciu i bez posiłków, oraz zeszłoroczne zamieszki w dzielnicach zamieszkanych przez imigrantów, gdzie przez dwa tygodnie podpalano samochody i trwały starcia z policją. To wszystko sprawiło, że egalitarni z natury Szwedzi chcą powrotu do władzy socjaldemokratów.
Ale większe bezpieczeństwo socjalne, które obiecuje partia Loevfena, też będzie miało swoją cenę – wyższe podatki. Socjaldemokraci zapowiadają cofnięcie większości obniżek wprowadzonych przez Reinfeldta (jego rząd stawki CIT i PIT zmniejszał łącznie pięć razy), a nawet mówią, że najwyższa stawka w przypadku osób fizycznych może wzrosnąć do 60 proc. O ile zwykłym Szwedom by one nie przeszkadzały, to przedsiębiorcy są poważnie zaniepokojeni. – Mam nadzieję, że nowy rząd, jakikolwiek będzie, zrozumie, że zbudowaliśmy naszą zamożność dzięki wzrostowi gospodarczemu, a nie wysokim podatkom – mówił Hakan Samuelsson, prezes Volvo Cars Group, jednego z największych szwedzkich pracodawców. Dla wielu małych firm utworzonych w ostatnich kilku latach powrót do wyższych podatków oznaczać będzie walkę o przetrwanie. Jedyną nadzieją dla nich jest to, że trzy partie lewicowej opozycji nie mają na razie wspólnej propozycji podatkowej, a ponieważ nowy rząd – niezależnie, kto go stworzy – będzie zapewne mniejszościowy, podniesienie stawek nie musi się udać.