Wszystko działo się na jednej z głównych arterii komunikacyjnych Tel Awiwu. Według świadków, 23-letni Palestyńczyk, który jechał autobusem, najpierw miał zaatakować nożem kierowcę a następnie pasażerów. Po chwili uciekł z autobusu. - Po krótkim pościgu został on postrzelony i jest ranny. Teraz sprawdzamy, z kim działał i czy w tym rejonie nie ma innych napastników - mówił na miejscu ataku szef policji w Tel Awiwie Bentzi Sau.
Napastnikiem okazał się Palestyńczyk, który mieszkał na Zachodnim Brzegu i nielegalnie wjechał do Izraela. Służby bezpieczeństwa potraktowały zdarzenie jako atak terrorystyczny. Po ubiegłorocznej wojnie w Strefie Gazy, zarówno w Jerozolimie jak i Tel Awiwie często dochodziło do podobnych ataków pojedynczych napastników. W sumie zginęło w nich kilkanaście osób.
Rządzący Gazą Hamas pochwalił napastnika, a przedstawiciele organizacji mówią o "chwalebnym akcie". Izraelscy politycy, którzy są w trakcie kampanii przed marcowymi wyborami parlamentarnymi, obwiniają za atak palestyńskie władze, które według nich mają siać nienawiść wobec Izraela. Premier Benjamin Netanhaju oświadczył, że winny wszystkiemu jest prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas.
Po ataku w Tel Awiwie w całym Izraelu wprowadzono stan podwyższonego zagrożenia terrorystycznego.
CZYTAJ TAKŻE: Palestyńczycy oskarżają Izrael o zabójstwo ministra>>>